Zimowy singiel, który każdy powinien poznać.
Singiel PLEDGE jest według mnie znaczący dla the GazettE z wielu powodów. Przede wszystkim jest to ostatnie wydawnictwo przed koncertem w Tokyo Dome, będącym zwieńczeniem ich wielkiego marzenia, którym kierowali się od lat jako muzycy. Jest trzecim z serii trzech singli wydawanych miesiąc za miesiącem - SHIVER, RED i PLEDGE - bez wątpienia najlepszym z tej trójki. Zawiera wiele osobistych treści, w szczególności ze strony Rukiego. Ponadto druga piosenka na singlu kończy pewien długi cykl, co również jest istotne.
W jednym z wywiadów Ruki powiedział, że jego zdaniem ballady pasują na zimę. W PLEDGE wokalista chciał zawrzeć uczucie głębsze niż miłość i śmiało mogę powiedzieć, że mu się to udało. Powstała epicka ballada na miarę wydanego dwa lata temu Guren. Tło utworu budują instrumenty smyczkowe oraz przyjemna, delikatna gra na pianinie. Znajdujemy tutaj i fragmenty grane na gitarach akustycznych - które muszę przyznać są naprawdę piękne i dawno takich nie słyszałam w wykonaniu Uruhy i Aoiego - oraz melancholijne solówki obu gitarzystów. Wielu fanów twierdzi, że PLEDGE byłoby lepsze, gdyby the GazettE ograniczyli się tylko do części akustycznej, ale wtedy piosenka zostałaby pozbawiona tego monumentalnego wrażenia, jakie sprawia. Wszystkie elementy: bardzo emocjonalny śpiew, w pewnym momencie ograniczony do przejmującego a capella przy wtórze pianina i smyczków, uwznioślona linia melodyjna, sprawiają, że utwór nabiera niezwykle melancholijnego, tęsknego wyrazu, ma w sobie potężny pokład emocji. Z mojej strony dodam, że Ruki ma rację - ta ballada niezwykle pasuje do mroźnej pogody, kiedy krajobraz, dzięki grubej warstwie skrzącego się śniegu, staje się bardziej wyciszony i dziwnie tęskny.
THE TRUE MURDEROUS INTENT skomponował Aoi. Utwór ma być, wedle Rukiego, zakończeniem serii, którą określił mianem “męskiej gadaniny”. Historia miała się zacząć piosenką LEECH, następnie było HEADACHE MAN, BEFORE I DECAY, VERMIN, aż w końcu sam MURDEROUS INTENT. Utwór jest dziwnie amerykański w swoim brzmieniu z mocnym akcentem położonym na grę gitar. Jeśli chodzi o część wokalną, mamy tu wszystko - od śpiewu, przez growl, po niemalże rapowane czy też recytowane fragmenty. Pojawiają się również dość częste w ostatniej twórczości the GazettE kobiece wokale. Tekst, jak i w przypadku pozostałych utworów z tej serii, jest bardzo “męski”. Cała piosenka sprawia naprawdę świetne wrażenie, agresywne, dobrze rokujące na koncerty, dające obietnicę okazji do szalenia.
Na koniec mamy skomponowany przez Uruhę VOICELESS FEAR. Początek wprowadza słuchacza w błąd, ponieważ ma się wrażenie, że będzie to kolejna ballada, może przedłużenie PLEDGE, jednak po szybkiej zmianie tempa dochodzimy do właściwej melodii. To utwór wieloczęściowy, choć mimo swojej całej złożoności opiera się na dość prostych rozwiązaniach gitarowych. Wyraźnie zaakcentowana jest tu gra perkusji oraz basu. Piosenka przechodzi z jednego etapu na drugi, każdy zawiera inne elementy, nieco inny styl śpiewu, tworzy tym samym swoistą mozaikę. To urozmaicenie jest jednak bardzo korzystne dla utworu, który słuchacz może się zagłębiać i odnajdywać nowe treści. Jeśli chodzi o tekst, mówi się, że jest on inspirowany zdarzeniem mającym miejsce w Kōchi podczas trasy TOUR10 NAMELESS LIBERTY SIX BULLETS. Moment, w którym Ruki stracił głos podczas koncertu, wywarł na nim bardzo silne wrażenie i teraz motyw "voiceless” pojawia się często w jego wypowiedziach, jak i twórczości.
Nie każdemu musi się ten singiel podobać, to jasne, ale ze względu na swoje wyjątkowe znaczenie zasługuje na to, by go przesłuchać oraz docenić wkład techniczny i emocjonalny zespołu w to wydawnictwo. Dla mnie jest on bardzo cenny pod każdym względem.