An Cafe powraca po dwuletniej przerwie i przynosi ze sobą powiew lata.
Po dwóch latach nieobecności, na scenę muzyczną powróciło An Cafe. W sierpniu, ku uciesze fanów, ukazał się minialbum przypieczętowujący ten powrót. amazing blue to kwintesencja letnich dni i radości towarzyszących temu czasowi. Tym bardziej warto po niego sięgnąć, kiedy lato już minie, a jesienna chandra zaskrobie w okno. An Cafe przywróci wtedy optymizm i wniesie odrobinę słońca, morskiej bryzy i dobrej zabawy.
An Cafe posiada pewien wzór, na którym opiera swoje przeboje. Sprawia tym samym, że każdy utwór staje się hitem i przypada do gustu odbiorcom. Na wzór ten składają się głównie: chwytliwa melodia, oparta na dość jednostajnym rytmie, pozytywnie brzmiący, wpadający w ucho refren, odpowiednio radosne partie keyboardu, no i oczywiście sympatyczny głos miku, który zawsze brzmi tak, jakby wokalista śpiewał z wielkim uśmiechem na twarzy. Ten optymizm bijący od piosenek An Cafe jest zaraźliwy i po jednym przesłuchaniu od razu poprawia się humor.
amazing blue to właśnie taki przebój w stylu An Cafe, posiadający wszystkie wymienione walory. Kawałek silnie nawiązujący do wakacji - co tym bardziej powoduje pozytywne skojarzenia. Ciekawym elementem jest tu też rap yu-kiego oraz wstęp przywołujący na myśl morze i podróże statkiem.
Poza tytułowym utworem na minialbumie znajduje się jeszcze sześć kompozycji. Wszystkie charakteryzuje bardzo pogodny charakter - ale to przecież cecha samego An Cafe. Saku to bardzo ciepły utwór z nutką pewnej nostalgii, wprowadzanej przez dźwięk skrzypiec, którego dodano trochę w tle. Wystarczą pierwsze frazy wyśpiewane przez miku, żeby zyskać pewność, że będzie to śliczny utwór, którego nie sposób będzie nie lubić.
Za to następne, bird no higeki, to zupełnie inna bajka. Tutaj przewodzą klawisze yu-kiego, a na wokal miku nałożono pewne filtry, przez które brzmi on nieco elektronicznie. Tempo jest tu szybsze, a pod koniec na plan pierwszy wychodzą gitary i perkusja, w zrywie pewnej rockowości, co zaraz zostaje złagodzone śpiewem prawie-że-a-capella.
Jak już zostało powiedziane, nie ma tu piosenki, o której nie można by powiedzieć, że jest pozytywna. Nawet jeśli zespół zwalnia tempo do ballady, ten optymistyczny wydźwięk gdzieś tam pozostaje. Tak jest z Jibun setsumeisho. Otwiera go bardzo specyficzna melodia wygrywana przez yu-kiego, która jednak nie powraca, bo cała piosenka po prostu jest spokojnie prowadzonym utworem opartym na delikatnych gitarowych akordach i śpiewie wokalisty.
Tsuki ni murakumo, hana ni kaze brzmi bardziej jak opowiadana przez miku historia. Ten dynamiczny utwór poszczycić może niesamowicie wpadającym w ucho refrenem i chwytliwymi, syntezatorowymi brzmieniami. Jednak odnotować warto te momenty, kiedy zamiast keyboardu pojawia się brzmienie klasycznego pianina, co sprawdza się naprawdę świetnie. Utwór bardzo łatwo wpada w ucho i gdyby nie amazing blue właśnie on mógłby promować płytę.
Do Bou K Mental Clinic An Cafe starało się dodać trochę mroczności. Pozwolono wyjść na prowadzenie gitarzystom, a ograniczono rolę keyboardu. Chórki miku zaśpiewał typowym dla siebie, nieco skrzeczącym głosem. Może nie jest to piosenka, której spodziewać by się można po utworze mającym w tytule szpital psychiatryczny, ale widać muzycy się starali. Co prawda z miernym wynikiem, choć sam kawałek jest ciekawy.
Album kończy się spokojniejszą piosenką, która kołysze lekko słuchacza swoją melodią - Natsu no owari. Nieco melancholijny nastrój przywodzi na myśl - bardzo adekwatnie do tytułu - końcówkę lata. To świetnie, że można to poczuć, nawet nie znając tekstu. Piosenkę prowadzi gitara akustyczna, a reszta instrumentów dobrze się z nią synchronizuje i nie próbuje jej przyćmić. Do tego pojawia się jeszcze tamburyn. Jest to jednak najsłabszy utwór na tym wydawnictwie i trochę żal, że zespół nie zakończył płyty z większą energią.
To zdecydowanie bardzo dobre wydawnictwo na powrót. Stęsknieni fani dostali wszystko to, co kochają w An Cafe zamknięte w postaci siedmiu różnorodnych piosenek. Każda jest w nieco innym stylu, ale wszystkie równie pozytywne. Zespół pokazał, że nic a nic się nie zmienił. Z jednej strony to dobrze, jednak z drugiej - lekkim zawodem jest to, że doświadczenia, które członkowie grupy nabyli przez te dwa lata nieobecności, nie wpłynęły znacząco na ich muzykę. Szkoda, mogłoby być jeszcze ciekawiej.