25 singiel o słabszych i mocniejszych stronach.
Kodama to trzecie wydawnictwo Ketsumeishi w tym roku oraz 25 singiel w osiemnastoletniej karierze grupy. Niestety, biała okładka nie inspiruje i nie zdradza jakichkolwiek informacji o zawartości krążka.
Utwór tytułowy, Kodama, to słodko brzmiąca ballada o średnim tempie, która, niestety, wydaje się cierpieć na ten sam brak kreatywności, co okładka. Zaczyna się dramatyczną grą smyczków, wybrzmiewającą w utworze, lecz całość nie oferuje dużo różnorodności, przez co słuchacze szybko mogą się do niej zniechęcić. I choć Ketsumeishi mają na koncie niejedną fantastyczną balladę, choćby Kachoufuugetsu, można odnieść wrażenie, że zatracili umiejętność nadawania piosenkom osobistego wyrazu. Ponadto długość piosenki także nie pomaga: sześć minut apatycznego brzmienia może okazać się barierą nie do przejścia.
Z kolei drugi kawałek, Ari no mama, jest na szczęście bardziej zaraźliwy. Zaczyna się dudniącym, melodyjnym staccato, do którego szybko dołączają w połowie rapowane, a w połowie wyśpiewane słowa piosenki, które same w sobie mogą być dość monotonne, lecz z tak świeżą melodią współgrają zaskakująco dobrze.
Wydaje się, że najlepsze zespół zostawił na sam koniec. Ketsumeishi próbuje sił w czymś nowym: Kimi Ga suki ma uroczy swingowy rytm i może przypominać grupy Motown z lat 60-tych. Głosy trzech wokalistów są bardzo czyste i świetnie współgrają ze sobą. Tak naprawdę wokale niosą cały utwór tak dobrze, że wersja a cappella tej kompozycji wypadłaby wspaniale. Jak wiadomo Ryo, Ryoji i Daizou umiejętnie śpiewają i rapują, lecz ten kawałek daje im szansę na zaprezentowanie swej wokalnej głębi, co na pewno nie zawiedzie nikogo.
Ketsumeishi, najprawdopodobniej nie zdając sobie z tego sprawy, umieścili na tym wydawnictwie utwory prezentujące ich słabsze i mocniejsze strony. Kodama może nie była najlepszym wyborem na utwór przewodni, ale na pewno piosenka bardziej przypadnie do gustuj neutralnej publiczności, niż tej faworyzującym ostrzejszą stronę Ketsumeishi.