Recenzja

Daisuke to kuro no injatachi - Shikkoku no hikari

15/05/2011 2011-05-15 00:01:00 JaME Autor: Lu:na

Daisuke to kuro no injatachi - Shikkoku no hikari

Pożegnalne wydawnictwo Daisuke i dla Daisuke.


© Free Will
Album CD

Shikkoku no hikari

Daisuke to kuro no injatachi

W lipcu 2010 roku fani muzyki rockowej z Japonii otrzymali bardzo smutną wiadomość - zmarł Daisuke, osoba kojarząca się głównie z zespołem kagerou, z którym zdobył największą popularność. Czarną ironią była świeżo rozpoczęta kariera solowa tego muzyka pod szyldem Daisuke to kuro no injatachi. Po the studs, które było zespołem raczej średnim, Daisuke przywitał nas świetnym singlem, zwiastującym naprawdę mocną, solową karierę. Wszystko jednak zostało przekreślone przez przedwczesne odejście tego wspaniałego artysty.

Na wstępie trzeba jasno napisać jedną rzecz - Daisuke wokalistą wybitnym nie był i wielu ludzi, którym ze względu na wokal nie podobało się kagerou czy the studs, tutaj zwyczajnie nie znajdzie nic dla siebie. Muzyka Daisuke to kuro no injatachi to poniekąd muzyczny powrót do czasów kagerou, a zwłaszcza do ostatniego okresu działalności zespołu. Jasnym więc staje się fakt, że i muzycznie nie jest to zaskoczenie. Z drugiej strony fani, których serce wciąż leży przy twórczości tegoż zespołu, solowy projekt Daisuke przyjmą z otwartymi ramionami.

Album jest specyficznym dziełem z kilku powodów. Pierwszym i najbardziej oczywistym jest fakt, że to ostatnia płyta, na której można usłyszeć głos Daisuke. Jeśli zerkniemy na listę gości pracujących nad wydawnictwem, zobaczymy wielu znanych i cenionych artystów, wśród których znajdują się muzycy kagerou, 12012, kannivalism i kilku innych grup oraz wokaliści: Gara z MERRY, Kyo z DIR EN GREYa i Tatsuro z MUCCa. Wreszcie, ostatni i poniekąd wymieniony już powód, to duchowy powrót w czasy kagerou.

Na albumie znajduje się łącznie dwanaście utworów, w tym instrumentalne intro. Jest ono o tyle istotne, że zarejestrowane w nim bicie dzwonów, w połączeniu z resztą dźwięków, prowadzi nas wprost w ponury nastrój, pasujący do ostatniego pożegnania. Generalnie mamy do czynienia z rockowym graniem w bardzo melodyjnym wykonaniu. Momentami radosnym i lekkim, momentami mroczniejszym i cięższym. Daisuke brzmi jak zawsze na albumach - charyzmatycznie, niesamowicie żywo, barwnie, specyficznie. Jednak po kolei...

Iya przywodzi na myśl dokonania kagerou nawet partiami instrumentów i przychodzi moment, w którym trudno powiedzieć, czy to Daisuke solowo, czy może kolejne dzieło jego największego zespołu. Następny utwór to Greed zaśpiewany przez Miyawakiego Wataru. Bardziej stonowany niż poprzednik, o groźniejszym brzmieniu. Wciąż jednak czuć lekkość kompozycji tak charakterystyczną dla wszystkich kawałków na tym albumie (o czym przyjdzie się słuchaczowi jeszcze przekonać). Kolejny Pierce jest tego żywym dowodem. Łagodne i piękne motywy na gitarze nie pozwolą zapomnieć o swoim brzmieniu. Wpadnie w ucho zwłaszcza melodia tworząca jakby echo w tle i refren.

Gu no shoumetsu to jeden z najlepszych utworów na albumie. Podniosły i jednocześnie lekki. Radosny i w tym samym momencie jakby z nutką smutku. Daisuke świetnie wyciąga refren i zwrotki, tworząc naprawdę żywe partie wokalne. Obecne w nim klawisze pasują idealnie do zwrotki, tworząc tę, tak cenioną przeze mnie na albumie, "zwiewność". Chikadou ni nagareru, aru hitori no otoko no "hitsuu na sakebi" ni mo nita melody to kolejna piosenka, w której Daisuke nie zaśpiewał (wyręczył go Gara). Bardzo stonowany, przestrzenny, wręcz wolny kawałek. Wokalista nadał mu dodatkowo smutnej tonacji. Bez wyraźnego refrenu, bez melodii obecnych dotychczas na albumie jest to po prostu dobry kawałek, nie wybijający się jednak ponad inne.

Kolejny Hisou to moim zdaniem największe arcydzieło tego albumu. Dźwięki i wokal momentalnie pozwalają nam się rozmarzyć i na nowo zatęsknić za głosem Daisuke, który w tym utworze tak świetnie zaśpiewał. Jest to ballada ze spokojną zwrotką i podniosłym refrenem. Po prostu czyste piękno podkręcone równie piękną solówką na gitarze i znowu klawiszami. Pozwolę sobie sparafrazować słowa zasłyszane od jednego z prezenterów TV: czuć, że Daisuke to młody człowiek ze starą duszą. Ten utwór to najlepszy tego dowód.

Następnym kawałkiem jest znany nam z singla Honrou - lekki, melodyjny, pełny życia i nieokreślonego uczucia fascynacji. Do tego z gitarowym pazurem i piękną solówką. Osoby, będące zauroczone wokalem Daisuke, z pewnością poczują podobne mojemu rozczarowanie, że tak żywa osoba, jaką jawi się tutaj muzyk, odeszła. Kolejny Dokusaisha no namida to zdecydowanie oryginalny utwór, wyróżniający się na tym albumie spośród reszty, niezwykle ciężki i wspomagany wokalem Tatsuro oraz chóralnymi okrzykami. Na uwagę zasługuje wwiercający się w głowę piskliwy motyw na gitarze i przerywnik w ogóle odrywający się od klimatu utworu. Niska tonacja całości wprowadza odrobinę mroku przez niemalże całe trzy minuty trwania piosenki.

Sacher również jest mocny i szybki, jednak znowu bardziej w stylu kagerou. Jakby nieco punkowy, jednocześnie z zupełnie nie-punkowymi gitarami w tle. Świetne partie perkusji to kolejna zaleta tego krótkiego kawałka. Wokalnie natomiast Daisuke pozwala sobie na szaleństwo znane z Rakushu. Zdecydowanie dobrze usłyszeć go znowu w tej odsłonie. Sousou to utwór, w którym śpiewa Daisuke razem z Kyo. Wolny, ciężki, bardziej psychodeliczny i pokręcony od reszty na albumie. Postarał się o to dodatkowo Kyo, wydając z siebie całą gamę bliżej nieokreślonych dźwięków. Muzycznie zdecydowanie jest to numer jeden jeśli chodzi o utwory dziwne. Miło też usłyszeć refren, w którym Kyo zaśpiewał czysto. Ostatnim utworem jest Uso to meiro i, jak na utwór pożegnalny, jest naprawdę radosnym, pełnym melodii i emocji. Nie można oprzeć się wrażeniu, że Daisuke tak naprawdę mówi nam tylko "do zobaczenia wkrótce".

Tym oto sposobem kończymy naszą drogę przez ostatnie wydawnictwo jednego z najbardziej charakterystycznych wokalistów, jakich dane mi było poznać. Jakie są ogólne wrażenia po odsłuchaniu albumu? Cóż... chciałbym szczerze polecić go każdemu. Wiem jednak, że nie każdy tę muzykę polubi. Mamy prawie 50 minut rockowego grania i poniekąd przeglądu przez twórczość zespołów, w jakich Daisuke występował. Jest to muzyka rockowa, nie zaś pochodna metalu. Wreszcie, jest to muzyka w pewnym sensie stara i niemodna. Nie znajdziemy tutaj nawałnicy modulowanych wokali, "mrocznych" syntezatorów i podkładów wszelakich. To jest po prostu Daisuke, taki, jakiego zapamiętałem go ja (i mam nadzieję, że i inni). Człowiek o niesamowitym wokalu pomimo braku wielkich zdolności wokalnych. Niesamowity performer, którego głos wystarczy do przekazania emocji. Album Shikkoku no hikari to piękny (choć nie pozbawiony rys) pomnik ku pamięci tego artysty, wzniesiony jego trudami i z pomocą przyjaciół. Jeśli zatem kiedykolwiek ceniłeś/ceniłaś którykolwiek zespół, w którym Daisuke śpiewał, ten album jest niemalże obowiązkiem. Jeśli muzyka tego nie znasz, wciąż warto spróbować, bo jest to muzyka inna niż zwykło się dziś nagrywać i, co najważniejsze, muzyka naprawdę dobra.
REKLAMA

Powiązani artyści

Powiązane wydawnictwa

Album CD 2011-04-20 2011-04-20
Daisuke to kuro no injatachi
Album CD + DVD 2011-04-20 2011-04-20
Daisuke to kuro no injatachi
REKLAMA