Relacja

Hamburg zauroczony Versailles

05/12/2010 2010-12-05 00:05:00 JaME Autor: Juli & Jasy Tłumacz: Gin

Hamburg zauroczony Versailles

Magia barokowego metalu.


© Versailles, Juli, Jasy
Dwa lata minęły od ostatniego koncertu Versailles w Niemczech. Wtedy był to jeszcze kwintet, dziś powrócił jako czteroosobowy zespół w asyście wspierającego go basisty, Masashiego. Trasa koncertowa Versailles World Tour 2010 rozpoczęła się czwartego czerwca w odległej Brazylii i od tego momentu liczni fani z całego globu znaleźli się pod urokiem grupy. Niemcy zostały zaszczycone dwoma występami; JaME było świadkiem tego o nazwie Descendants of the Rose, który odbył się w hamburskim Kunst 9 lipca 2010 roku.

Po kilkuminutowej zwłoce fani wepchnęli się do małej sali i z wielką niecierpliwością oczekiwali, aż podniesie się ciężka czerwona satynowa kurtyna i będzie można zobaczyć w pełnej okazałości wokalistę KAMIJO, gitarzystów HIZAKIego i TERU oraz perkusistę YUKIego. Jeden za drugim muzycy wkroczyli na scenę, ubrani w swoje wykwintne stroje, pozując dla publiczności. Zostali przywitani z wielką radością gromkimi okrzykami. Nie tracąc czasu, rozpoczęli wieczór Aristocrat’s Symphony i już od samego początku można było poznać, że muzycy czerpią wiele radości z bycia na scenie. Wdawali się w interakcje z pierwszymi rzędami, potrząsając rękami znajdujących się w nich osób, dużo pozując. Niestety od samego początku ledwie dało się słyszeć wokal, a i perkusja brzmiała za głośno. To jednak w żaden sposób nie wpłynęło na nastrój, fani wczuwali się w każdą piosenkę, świętując razem z muzykami.

Rockowa melodia ballady PRINCESS -Revival of church- łączyła się z boską delikatną solówką HIZAKIego. Fani śpiewali do wtóru, a piosenka skończyła się przyłożeniem ręki do serca przez wokalistę. Dalej występ stawał się bardziej tajemniczy i nastrojowy, ale muzycy zeszli ze sceny z komentarzem: “Co za piekło”, który odnosił się do tropikalnych temperatur panujących w obiekcie. Po chwili na odświeżenie, kiedy to KAMIJO pozbył się swojej marynarki, kontynuowano występ utworem PRINCE. Potem nagłośnienie wreszcie się unormowało i można było się przekonać, że wokalista naprawdę śpiewa. TERU i HIZAKI grali swoje solówki i od czasu do czasu synchronicznie niektóre partie, wdawali się w interakcje z publicznością i często można było ich zobaczyć na samej krawędzi sceny. Jednakże YUKI oraz Masashi pozostawali raczej z tyłu. Trudno było uwierzyć w słowa KAMIJO: "Wyznajemy piękną filozofię”, kiedy patrzyło się na pierwsze rzędy, gdzie wybuchła bójka o różę, która przed chwilą została tam rzucona. Zapowiedź ostatniej piosenki, Dear Princess, nadeszła niespodziewanie szybko, ale kiedy mroczne organowe intro nabrało dzikości i zmieniło się w niepohamowane bębnienie, na scenie i poza nią można było zobaczyć wyłącznie unoszące się włosy. Tym dramatycznym akcentem zakończyła się pierwsza część wieczoru.

Zebrani fani nie czekali długo na bis. TERU wbiegł na scenę po kilku minutach, złapał mikrofon i parokrotnie przekrzykiwał się z publicznością, pytając: "Jesteśmy…?”, na co odpowiadano: "Versailles!”. Tym samym wśród głośnych okrzyków: "Jesteśmy Versailles!” wrócili na scenę pozostali muzycy. KAMIJO i HIZAKI cieszyli się z bliskości fanów, byli nieustannie wciągani w pierwsze rzędy. To jasne, że każdy chciał zostać dotknięty. "Jesteście gotowi?!” – ten okrzyk wokalisty zainicjował ostateczne rozpoczęcie bisu. Kiedy rozbrzmiewały The Red Carpet Day oraz Revenant Choir, kontynuowano zabawę z publicznością. Należało do niej: obracanie się, zamiany miejscami, granie plecami do siebie i komentarze a’la "Oh my God!”. Pełen życia KAMIJO niemal wpadł na HIZAKIego. Wnet ostatnia piosenka minęła, kończąc się miłym: "Dzięki!”. KAMIJO zaczął przedstawiać muzyków, całusami przesłanymi w kierunku nieba podziękowano również Jasmine You. Kilka butelek, kostek i ręczników trafiło do publiczności, a HIZAKI zszedł nawet ze sceny, żeby być bliżej fanów, ale szybko go zawrócono. Na komendę KAMIJO: "Skoczmy”, wszyscy muzycy ustawili się w rzędzie, chwytając się za ręce. Wspólnie podskoczyli i upadli. Po kolejnej rundzie potrząsania rąk fanów zespół ostatecznie opuścił scenę.

Z powodu początkowej złośliwości techniki był to występ raczej dla oczu niż uszu. To jednak w żaden sposób nie wpłynęło na atmosferę. Zaprezentowano cały przekrój przez muzykę Versailles, od barokowego rocka po romantyczne ballady. Można też było zobaczyć, że zarówno muzycy, jak i fani wyraźnie czerpią z tego występu radość.
REKLAMA

Galeria

Powiązani artyści

REKLAMA