Kolejny krążek wszechstronnej Kody Kumi.
Przyznaję się bez bicia, że 4 hot wave wprowadziło mnie do twórczości Kody Kumi, a po pierwszym przesłuchaniu tego maksisingla byłam mile zaskoczona różnorodnością, którą Kumi operuje. Pasujący idealnie do letniej kategorii 4 hot wave ukazuje umiejętności wokalistki, która umiejętnie przechodzi przez gatunki rock, pop, R’n’B i dance, i z łatwością dostosowuje je do siebie.
INTRODUCTION ~I'll be there~ daje nam to, co zapowiada w tytule. Delikatny wstęp do singla, który nie drażni i, przede wszystkim, nie stara się za wszelką cenę robić wrażenia. Jest wystarczającym wkładem nastrojowym do tego, co pojawi się w drugim utworze na tym singlu. W ningyou-hime po spokojnym wstępie jesteśmy wrzuceni w wir pop-rockowej piosenki, która łączy delikatnie zniekształcony wokal Kumi z głośnymi muzycznymi wyczynami jej zespołu. W przeciwieństwie do niektórych popowych piosenek, które starają się być rockowe, Kumi potrafiła sprawić, że ten kawałek, okraszony drapieżnymi słowami, przyjemnie się słucha, i choć można to sklasyfikować jako wolną rockową piosenkę, wszystko ma w sobie charakterek. Jest to niewątpliwie utwór warty zapamiętania za dobre gitarowe solo, które (na szczęście) nie zagłusza wokalu. Podsumowując, dobry singlowy drugi kawałek, który sam w sobie wybija się ponad przeciętną.
W następnej I’ll be there od rocka przechodzimy do utrzymanej w średnim tempie popowej piosenki, która przywodzi na myśl stary dobry letni hicior. Jest to jeden z tych kawałków, które świetnie się śpiewa w ostatnim miesiącu lata, a zawdzięcza to połączeniu akustycznej gitary z odrobinę szorstkim, lecz płynnym głosem Kumi oraz nutką R’n’B. Wokalistka podrzuca angielskie słowa w całej piosence (w sumie, ogranicza się to do tytułu), dzięki czemu każdy może go łatwiej zrozumieć. Utwór nabiera prędkości, choć niewielkiej, dzięki refrenowi, lecz szybsze tempo mogłoby zniszczyć kawałek. I’ll be there jest idealną piosenką do posłuchania na plaży – radosną i nieskomplikowaną.
INTERLUDE ~JUICY / ningyo-hime~ to interludium będące połączeniem poprzednich utworów, która składa się na interesujący łącznik R’n’B z następnym utworem. JUICY to piosenka R’n’B, która w niczym nie odbiega od tych tworzonych na zachodzie; Kumi stosuje szybsze tempo, które jest potrzebne (i odpowiednie) dla kontrastu z I’ll be there. Jest w niej orientalna atmosfera w tle oraz kilka wokali naraz, a także angielskie słowa, które można zrozumieć. JUICY jest płynną piosenką R’n’B z wyraźnym podtekstem seksualnym, a Kumi daje wyraz tej zmysłowości zarówno w słowach, jak i w muzyce.
Singiel kończy się ostatnią niespodzianką – utworem tanecznym With your smile! Ten kawałek jest definitywnie najżywszym na krążku i po raz kolejny Kumi zaskakuje swymi umiejętnościami wokalnymi śpiewając wysokie tonacje i tworząc fajny, nastrojowy rytm. With your smile jest moim najmniej lubianym utworem na tym singlu; jakoś wydaje mi się, że tej piosence brakuje atmosfery i, w przeciwieństwie do pozostałych numerów, zapomina się o niej, jak tylko dobiegnie końca. Jest to dobre podejście Kumi, lecz niewystarczająco dobre, abym pobiegła do sklepu i kupiła krążek tylko dla tego utworu.
Na zakończenie dostajemy odrobinę klasyczną piosenkę, OUTRODUCTION ~With your smile~, która jest całkowicie inna od zawartości całego singla. Może miała być podsumowaniem całości? W każdym razie, jest to krótki i słodki kawałek, tak jak pierwszy, i idealnie kończy singiel. Jeśli ktokolwiek ma cierpliwość, aby go wysłuchać do końca, usłyszy ningyou-hime w akompaniamencie pianina, z zabarwieniem R’n’B.
Jak na pierwszy raz z twórczością Kumi zaimponowała mi ogólna różnorodność na tym singlu oraz jej umiejętność łączenia śpiewu z jakimkolwiek gatunkiem. Ten singiel jest na pewno świetnym wprowadzeniem do wszechstronności, którą Kumi dysponuje, i polecam ten krążek dla każdego, kto pragnie posłuchać dobrego letniego wydawnictwa. Choć pojawiają się w nim pewne minusy (głównie utwór szósty), plusy na pewno je przewyższają, a jeśli jesteś fanem twórczości Kumi, jest to zakup warty swej ceny.