Relacja

Merry - Last Indies Live

09/10/2005 2005-10-09 12:00:00 JaME Autor: maya

Merry - Last Indies Live

We wrześniu 2005 grupa Merry przeszła na major. Oto relacja z ostatniego (nie licząc fanklubowych) koncertu Merry jako zespołu indies, który odbył się 17 sierpnia w Nagoya Bottom Line.


© Gan-Shin
17 sierpnia 2005 miałam okazję wziąć udział w koncercie w ramach ostatniej trasy Merry przed przejściem na major - Last Indies Live miał miejsce 17 sierpnia 2005 w klubie Bottom Line w Nagoi. Było to wydarzenie na pewno wyjątkowe, w końcu (zwykle) tylko raz przechodzi się na major, więc spodziewałam się też wyjątkowego show. I na pewno się nie zawiodłam!

Do klubu dotarłyśmy bez większych przeszkód (a to dlatego, że był zlokalizowany dokładnie przy wyjściu z metra) sporo przed czasem. Pozwiedzałyśmy okolicę, a kiedy kolejka zaczęła się ustawiać, postanowiłyśmy poszukać naszych miejsc. Kiedy sięgnęła za róg, myślałyśmy, że już niedługo będzie kolej na nasze numerki - ale nic bardziej mylnego. Biletów oznaczonych A było chyba ponad 500, a nasze miały numery B180-182! Dlatego byłyśmy przygotowane na to, że najlepsze co nas czeka, to balkon. Kiedy weszłyśmy do klubu, było naprawdę ciasno, ale na szczęście znalazłyśmy jeszcze trochę miejsca na parterze.

Zaczęło się prawie punktualnie; pierwszym utworem, jaki zagrano, był Yasashisa Kid, później (w kolejności przypadkowej) Japanese Modernist, Haraiso, Tick Tack, Violet Harenchi (i to nawet 2 razy), Omohide sunset, Rest in peace. W sumie jakieś 15 kawałków, do tego 4 jako bisy, między innymi Violet Harenchi i soshite tooi yume no mata yume. Koncert był naprawdę długi.

Zespół zachowywał się w sumie tak, jak można było się spodziewać. Gara miał swój nieśmiertelny mały stoliczek, Kenichi i Yuu stali grzecznie na swoich miejscach, podobnie jak Tetsu, Nero zachowywał się, jakby nie był do końca zrównoważony psychicznie. Wokalista oczywiście nie powiedział do publiczności ani słowa, a kiedy nastała chwila, w której trzeba było coś nam przekazać, przyniesiono mu papier, pędzelek i farbę - "kaligrafował" i pokazywał te bazgroły rozbawionej publice. Wszystkie mówione partie oczywiście przejął ten, który powinien pozostawać w cieniu reszty zespołu - nie w przypadku Merry na szczęście - perkusista Nero. Mówił dużo, szybko i w bardzo dziwny sposób, ponieważ nie zrozumiałyśmy praktycznie ani słowa. Dużo żartował, o czym informowały nas salwy śmiechu wokół. Miał oczywiście swój nieodłączny wachlarz, którym uderzał się po twarzy. Z całą pewnością jest on ulubieńcem japońskiej publiki.

Jeśli już w temacie publiczności jesteśmy - fani Merry to zdecydowanie jedna z najlepszych publiczności w Japonii! Było sporo osób płci męskiej, do tego ludzie w każdym wieku - nawet wyglądający na 40-50 lat! Wszyscy świetnie się bawili, było mnóstwo skakania. W czasie Tick Tack wszyscy równo kiwali głowami na prawo i lewo w rytm piosenki. Podczas Violet Harenchi ludzie tak szaleli, że kilkanaście osób przewróciło się na podłogę i koncert musiał zostać przerwany. A kiedy muzycy Merry wrócili na scenę, zaczęli grać w tym samym miejscu, w którym przerwali, tylko dwa razy szybciej, jakby nadrabiali stracony czas.

Jak muzyka Merry brzmi na żywo... Świetnie. Gara, mimo że jego głos do najmocniejszych nie należy, nie miał żadnych problemów z wykonaniem swoich partii, do tego sporo krzyczał. Gitary, bas i perkusja brzmiały równie idealnie, do tego doszło świetne nagłośnienie. Czyli generalnie: równie genialnie jak na płytach, tylko z jeszcze większą dawką energii.

W czasie ostatniego bisu, kiedy emocje sięgały już zenitu, Nero wyglądał jak wulkan energii. Najpierw odrzucał za siebie z "wściekłością" pałeczki, później to samo zrobił z koszulką (co spotkało się z żywiołową reakcją żeńskiej części publiczności). Co ciekawe, Nero miał swojego własnego technicznego - jego zadaniem było tylko i wyłącznie sprzątanie bałaganu zrobionego przez perkusistę. Z powodu usposobienia Nero ów nieszczęśnik spoglądał tylko na niego z nieskrywanym niepokojem. Dodatkowo, już pod sam koniec, Nero zanurkował w publikę.

Kiedy koncert się skończył, wszyscy jeszcze chwilę stali w ciszy, a na dużym ekranie nad sceną wyświetlono nowy teledysk Merry. To był moment, który jeszcze długo będę pamiętać. Poza tym, o czym jeszcze nie wspomniałam, koncert był rejestrowany. W tłumie na podwyższeniu stało dwóch operatorów kamer, z czego jeden dość blisko mnie, kiedy w drugiej części koncertu podeszłam bardziej do przodu. Co chwila widziałam tylko kątem oka, jak kamera jest kierowana na mnie. Warto dodać, że byłyśmy tam absolutnie jedynymi gaijinkami (poza jednym kolesiem, ale mówił po japońsku, więc się go nie wlicza).

Podsumowując - koncert był genialny. Nie dość, że muzyka z najwyższej półki, to jeszcze towarzystwo, które sprawiło, że bawiłam się jeszcze lepiej. Nie pozostaje nic poza wyrażeniem nadziei, że jeszcze kiedyś będzie mi dane zobaczyć Merry na żywo.
REKLAMA

Powiązani artyści

Powiązane wydarzenia

Data Wydarzenie Lokalizacja
  
17/08/20052005-08-17
Koncert
MERRY
Bottom Line
Nagoya
Japonia
REKLAMA