Recenzja Na wyłączność

HANABIE - Otome kaikaku

22/05/2021 2021-05-22 02:45:00 JaME Autor: ZyXyS Tłumacz: jawachu

HANABIE - Otome kaikaku

Interesujący i agresywny album, który mógłby być jednak krótszy.


© HANABIE. All rights reserved.

Chociaż HANABIE powstało w 2015 roku, to debiutancki minialbum tego żeńskiego metalcore’owego zespołu nie ukazał się aż do 2018 roku. Został wtedy doceniony nie tylko za porządnie ciężkie brzmienie, ale także za producenta w osobie Gaku Taury, perkusisty wspomagającego CRYSTAL LAKE. W styczniu 2021 roku grupa zrobiła kolejny ważny krok w swojej karierze, wydając pierwszy pełny album, zatytułowany Otome kaikaku. Taura ponownie został producentem, sprawdźmy więc, jak HANABIE poradziło sobie z dłuższym wydawnictwem?

Nie da się jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Z jednej strony, nie ma wątpliwości co do brzmienia – to wysokiej klasy nowoczesny metalcore, wykonany technicznie bardzo dobrze, ze sporą ilości wspaniałych przejść. Z drugiej strony, pierwsze trzy utwory pozostawiają wrażenie, jakby zespół po prostu wyrzucał z siebie ciężka muzyką tylko po to, by ją grać. Tak, początkowe kompozycje są dość agresywne, ale brakuje im struktury, przez co niezbyt się od siebie różnią i praktycznie zlewają w jeden długi utwór.

Ale porzucenie na tym etapie Otome kaikaku byłoby sporym błędem. Demoniczna i niezwykle atrakcyjna strona HANABIE budzi się od czwartego utworu. Watashitachi no 7 kakan Sensou nieustannie zmienia nastrój, czasem wciąga w chwytliwe zwrotki z mnóstwem ekstremalnych wokali i “tłustych” riffów, by następnie zanurzyć w lodowatych refrenach, w których do gry wkracza wyjątkowo czysty wokal. Po jednym z najlepszych utworów na albumie rozbrzmiewa kolejna piekielnie atrakcyjna kompozycja. Po pierwszym przesłuchaniu właściwie nie można pozbyć się kek z głowy. Prowokacyjna Reiwa matching Jidai łączy recytatywy z potężnymi metalowym rdzeniem, pomnożone przez prosty i szalenie uzależniający motyw. Mieszanka ta okazuje się niezwykle wybuchowa. Zostaliście ostrzeżeni, a klip znajduje się poniżej:


I żeby kompletnie wykończyć słuchaczy, zaraz potem do gry wchodzą Invisible wall i Gaamatou – obie porywcze i krwiożercze (jak tylko krwiożercza może być piosenka o słodyczach). Równocześnie oba utwory również oferują niesamowite przejścia i doskonale technicznie brzmienie. Te cztery kompozycje doskonale pokazują, że HANABIE ma wybuchowy potencjał i, jeśli jest taka potrzeba, potrafi zamienić swoje numery w energetyczne bomby, w niczym nie ustępujące mocy atomówkom. Po tym chce się posłuchać czegoś jeszcze mocniejszego, ale L.C.G., w którym grupa miejscami parodiuje BABYMETAL, i Genkai numa life nie dorównują sąsiadom. Czego nie można powiedzieć o zabójczym zakończeniu Want to TIE-UP. Pełne emocji wykonanie bardzo go wyróżnia, Po dorzuceniu wściekłych zwrotek i mamy wspaniałe zakończenie albumu.

Jednak, po każdym posłuchaniu Otome kaikaku łapię się na myśli, że z tej płyty wyszedłby świetny, szalony minialbum. HANABIE ma ogromny zapas energii i dwie wokalistki, jedna z nich o przyzwoitym metalowym wokalu. Mają techniki i umiejętności, by zmienić swoje pomysły w uzależniające, mocne i potężne utwory. Ale na tym albumie nastrój mocno siada w niektórych momentach, nie wspominając o zlewaniu się ze sobą pierwszych utworów. Otome kaikaku nie jest idealne, ale łatwe będzie wybranie z niego połowy kawałków do codziennego słuchania i ładowania baterii. Są tego więcej niż warte. Samo HANABIE zasługuje na uwagę i w przyszłości z pewnością zaskoczy jeszcze słuchaczy.

REKLAMA

Powiązani artyści

Powiązane wydawnictwa

Album CD 2021-01-17 2021-01-17
HANABIE
REKLAMA