Gorący koncert BAND-MAID w Osace
Soczyste riffy i dobra zabawa w Namba Hatch.
W 2019 roku BAND-MAID ponownie wybrało się na podbój świata, odwiedzając Europę i USA – w Stanach bilety na wszystkie występy, w tym i te dodatkowe, zostały całkowicie wyprzedane. Możemy już założyć, że dziewczyny już zawojowały te rejony. Kiedy pokojówki wróciły do domu i trochę odpoczęły, podzieliły się szczegółami na temat nowego albumu Conqueror, a następnie wyruszyły w japońską część trasy, obejmującą nieprzyzwoitą ilość koncertów. A jeśli wszystkie będą tak zabawne jak ten z 20 października w Namba Hatch, grupa z pewnością zyska sobie jeszcze więcej fanów.
Z roku na rok BAND-MAID gra coraz więcej, coraz lepszej jakości koncertów, ale choć dziewczyny za granicą muszą od czasu do czasu wycisnąć z siebie coś po angielsku, w domu wracając do ojczystego języka czują się, oczywiście, dużo bardziej swobodnie. Pomiędzy dynamicznymi kompozycjami pokojówki wciąż się wygłupiają i reagują na żarty publiczności, zaczepiając się nawzajem, dużo mówiąc (podczas gdy Misa pije piwo z boku) i ogólnie stwarzając bardzo miłą atmosferę, umożliwiając zebranym wzięcie oddechu. Na przykład, w Osace Miku przekonała Akane do wykonania zwykłego na koncertach grupy “Moe, Moe!” do mikrofonu, a perkusistka bardzo skrupulatnie podeszła do tak ważnej sprawy i wypowiedziała te słowa tak słodkim głosem, że fala poruszonych westchnień przeszła przez całą salę.
Te chwile rozrywki w przerwach są przyjemną okazją do chwili relaksu, ponieważ przez resztę czasu dziewczyny dają czadu praktycznie non-stop, przechodząc między szybkimi i ciężkimi kompozycjami długiej setlisty, zmuszając tłum do tańca już od pierwszych riffów. Nie ma czasu, by odetchnąć po jednym utworze, gdyż grupa natychmiast przechodzi do innego, szybszego i głośniejszego. Pod sceną gromadziło się coraz więcej widzów – wspierali pokojówki okrzykami podczas instrumentalnych przerw, a następnie śpiewali przez resztę utworu.
Przy tak gorącym przyjęciu i reakcjach wykonawców czas płynął szybko. Wydawało się, że wszystko się dopiero zaczęło, ale minęło już pięć utworów, gdy fani skakali synchronicznie do rytmicznej glory. Bach – i zaczęła się Bubble - podczas zwrotek czerwone światło wyłaniało na scenie tylko Saiki, której powolne ruchy dodawały całości nieco erotyzmu. Kompozycja obfitowała w kontrasty, więc nastrój zmieniał się dramatycznie w szybkich refrenach. Wokalistka zwróciła mikrofon w kierunku widowni, a ogłuszające ‘Wo-o-ow, Wo-o-ow, Wo-o-ow’ rozbrzmiewało wciąż i wciąż. Ogólnie rzecz biorąc, BAND-MAID ma wystarczająco dużo piosenek idealnych do nawiązywania kontaktu z publicznością, a grupa chętnie z nich korzysta. Weźmy na przykład uroczo wzruszające Daydreaming czy Play z jego zabawnym tekstem – aż się proszą, by być śpiewane.
Tego wieczoru były jeszcze dwa przyjemne momenty: nowe aranżacje starszych kawałków oraz kilka piosenek z albumu, który nie został jeszcze wydany. Sądząc po nich, grupa planuje połączyć agresję z łagodniejszymi momentami - i razem brzmi to bardzo, bardzo dobrze. Co więcej, okazało się, że okładka nowego wydawnictwa nie została stworzona przy wykorzystaniu grafiki komputerowej. Stosy kwiatów na twarzach pokojówek to prawdziwa maska, a same wykonawczynie opowiadały, jak zabawna była sesja zdjęciowa.
W swoim zwykłym stylu BAND-MAID nie zagrało bisu, oferując zamiast tego więcej niż dwa tuziny kompozycji w głównym secie i starając się wycisnąć maksimum z publiczności do samego końca. W tym celu, w ostatnim zrywie grupa przygotowała szaloną kombinację zabójczych Domination i screaming. Oba utwory mają dziki charakter, a szybkie partie perkusji i nie mniej pełne adrenaliny gitarowe riffy rozerwały halę na strzępy, po czym dziewczyny pożegnały się i opuściły scenę z uśmiechem, kończąc bardzo gorący drugi dzień ich długiej trasy po Japonii.