Recenzja Na wyłączność

THE MOLICE - GATE

04/12/2019 2019-12-04 00:01:00 JaME Autor: Adolfiina Tłumacz: jawachu

THE MOLICE - GATE

THE MOLICE uderza ponownie.


© THE MOLICE
Album CD

GATE

MOLICE

Około rok temu THE MOLICE wydało zachwycającą sześciopiosenkową EP-kę, SIGNS. Grupa, obecnie mieszkająca w Buffalo w stanie Nowy Jork, wydaje się cieszyć tym inspirującym otoczeniem i niedawno wypuściła zupełnie nowy album, GATETwórczość zespołu z pewnością pozostawiła wrażenie interesującego alternatywnego rocka, który jednak przylgnął do dobrze znanych konwencji tego gatunku. Ciekawie będzie zobaczyć, jak THE MOLICE sprawdza się w pełnym formacie. Czy wymyślił coś zupełnie nowego, by zadziwić słuchaczy?

SIGNS THE MOLICE zadowala ich uszy ciepłą i organiczną produkcją dźwięku, i Gate z powodzeniem kontynuuje tę samą drogę. Perkusyjny rytm bije przyjemnym dźwiękiem, a bas gładko pełznie obok. Syntezatory i inne cyfrowe triki nie są nadmiernie wykorzystywane, choć nie są też całkowicie zapomniane. Mimo to pejzaż dźwiękowy jest zróżnicowany i umiejętnie wykorzystywana jest cała gama różnorodnych gitarowych tonacji. Znajduje się tu aksamitny oldskulowy przester i futurystyczne, kosmiczne zniekształcenia plus wiele różnorodnych etapów pomiędzy. Szczere gitarowe solówki także odgrywają dużą rolę na tym albumie. Wreszcie, wokalistka Rinko, która gra także na gitarze rytmicznej,dodaje do całości swój charakterystyczny głos.

Pod względem kompozycji THE MOLICE buduje na dość prostej podstawie. Esencja bezpośrednich riffów leży w rytmie raczej niż melodii czy złożoności. Pozbawione ozdobników, rockowe wokale podkreślają mocne uderzenie. Ten wyjątkowy charakter muzyki zespołu może być powodem dosyć interesującego opisu gatunku jako “dancecore” na stronie grupy. Jednak, nie powinno się wyciągać wniosków, że GATE nie będzie zawierać nic innego poza nieinteligentnym imprezowaniem bez żadnych głębszych muzycznych zalet. Tak naprawdę, to wręcz przeciwnie, wydaje się, że zespół włożył więcej przemyśleń w ciekawe aranżacje niż uczynił to na poprzednich wydawnictwach. Pomysłowe wykorzystanie możliwości studyjnego nagrywania jest rzeczywiście istotną umiejętnością dla trzyosobowej formacji.

Album rozpoczyna się Hello Hello, które zostało także wydane jako przyjemny teledysk. Piosenka doskonale prezentuje energiczny i nieodparcie rytmiczny charakter THE MOLICE. Nastrój jest tylko nieco osobisty, ale niezbyt niekonwencjonalny. Drugi utwór Fever jest jeszcze fajniejszy, gdyż naglące riffy są teraz niesione przez prymitywną, tęskną melodię. Ray katapultuje nas w kosmos. Nawet tutaj, unosząc się na orbicie jakiejś odległej planety, zespół zachowuje swoje miażdżące podejście do grania. Dzikie instrumentalne przejście w środku piosenki posuwa się tak daleko, że przypomina jeden z szalonych wybuchów Bo Ningen. To naprawdę niesamowite, jak THE MOLICE jest zdolne do tworzenia tak zróżnicowanych piosenek z tak prostych składników. Czwarty utwór na płycie, The Moving, zaskakuje słuchacza, uwalniając popowy refren bez odchodzenia od ogólnego nastroju albumu. Jak na zespół bez basisty, nie waha się on, by postawić ten instrument w centralnym miejscu, jak pokazuje to wspaniała funkowa linia basu tej piosenki.

Jedną z najbardziej zapadających w pamięć cech SIGNS EP to znakomity śpiew scat, który można usłyszeć w niektórych utworach. Przy pierwszym posłuchaniu Gate wydaje się, jakby THE MOLICE zapomniało użyć na nim swojej potężnej tajnej broni. Przy uważniejszym posłuchaniu okazuje się, że piąty kawałek Freedom tak naprawdę to wykorzystuje. Wielka szkoda, że tym razem nie otrzymała głównej roli, ale zamiast tego służy jako zwykłe wsparcie. Tak czy inaczej, Freedom jest prawdopodobnie najlepszą pojedynczą piosenką na tym albumie, meandrującą przez ponad pięć minut, napotykającą świetne melodyjne momenty i wspaniałe gitarowe solo. Następny utwór, nazwany Sing, może próbować zabrzmieć jeszcze bardziej dowcipnie, zamieniając trąbienie scat na beztroskie tra-la-la i potrzebując ponad sześciu minut na zakończenie. Gitarowe solo jest ponownie wspaniałe, a następujące potem partia chóru tworzy miłą atmosferę, ale ogólnie rzecz biorąc piosenka wydaje się być nieco zbyt długa, prawdopodobnie dlatego, że powtarzany kilkakrotnie refren nie jest zbyt interesujący.

Po dwóch dłuższych i bardziej nastrojowych piosenkach album kończy się trzema bardziej prostymi rockowymi kawałkami, pochodzącymi z wcześniejszej twórczości grupy, przearanżowanych na obecny styl. Z tego wszystkiego, Romancer jest najbardziej intensywny i ekscytujący. Hole i Headphone, z drugiej strony, pozostawiają letnie wrażenie. Wydaje się, jakby pod koniec albumu wszystko nowe i odświeżające zostało już usłyszane. W zadnym wypadku te dwa końcowe kawałki nie są złe. Dają czadu, jak można się spodziewać, ale nie dostarczają czegoś niezapomnianego.

Jako całość GATE jest bezpieczną i solidną ofertą THE MOLICE. Album z pewnością nie rozczaruje żadnego fana tej grupy ani nawet żadnego wielbiciela dobrej rockowej muzyki w ogóle. Zespół jest kreatywny i interesujący, ale powstrzymuje się od podjęcia jakiegokolwiek wielkiego ryzyka. Ci utalentowani muzycy wzięli podstawowe składniki rocka i stworzyli z nich przyjemną całość, która zapewni dobrą zabawę na długi czas. Własnie z tego powodu pomysł THE MOLICE próbującego czegoś prawdziwie dzikiego i zupełnie nieoczekiwanego brzmi intrygująco. Co by było, gdyby struktura piosenek była nieco bardziej niezwykła, a kompozycje nieco bardziej ryzykowne? Zespół z pewnością ma talent, by podjąć się także bardziej progresywnych eksperymentów. Będziemy na to czekać.

GATE jest dostępny w Good Charamel Records.

Poniżej można obejrzeć teledysk do Hello Hello:

REKLAMA

Powiązani artyści

Powiązane wydawnictwa

Album CD 2018-10-12 2018-10-12
MOLICE
REKLAMA