Wywiad Na wyłączność

Church of Misery w Helsinkach

24/04/2014 2014-04-24 03:49:00 JaME Autor: Minttu Redaktor: jawachu

Church of Misery w Helsinkach

Relacja z koncertu w Helsinkach 24 kwietnia 2014 roku.


© JaME Suomi, Anna Nikkinen

Czwartkowego wieczoru, gdy maszerowałem kierunku Kuude linjaa, nie wiedziałam, czego mam się spodziewać. Zespół, na który szedłem, był mi niezbyt znany, poza pobieżnym sprawdzaniem, który robiłem przez kilka ostatnich dni. Spodziewałem się przeciętnego koncertu i sporadycznego, anemicznego kiwania głowami.

Przed występem posłuchałem kilku piosenek zespołu, jedna tu, drugą tam, a moja opinia o muzyce Church of Misery była ”brzmi nieźle”. Nie miałem jednak głębszej znajomości twórczości zespołu, więc większość piosenek usłyszałem po raz pierwszy na koncercie.

Od początku do końca atmosfera była intensywniejsza i bardziej szalona niż się spodziewałem: większość publiczności wydawała się być fanami Church of Misery, a nie przypadkowo zagubionymi wielbicielami muzyki, których z jakiegoś powodu oczekiwałem.

Dosyć trudno było uchwycić brzmienie zespołu – co niekoniecznie jest złą rzeczą. Czasami był to bardzo tradycyjny doom metal: ciężki, powolny, a w niektórych miejscach pędzący jak pociąg (Brother Bishop). Potem nagle jego muzyka zmieniała się w bardzo rytmiczną, niemal taneczną (Born to Raise Hell), by w następnej chwili przerodzić się w prędki, zapierający dech w piersiach rajd (Shotgun Boogey). Wszystko to ożywało w rockowych gitarowych solówkach Ikumy Kawabe, tworząc własną gatunkową zupę.

Wokalista Hideki przejął scenę odpowiedniożywym zachowaniem (jak również pokaźną fryzurą). Ostre samogłoski – przez co, nawiasem mówiąc, brzmiał trochę jak odpowiednik Kyo z DIR EN GREYa – grzmiały dosyć równomiernie przez cały występ, utrzymując muzykę w pewien sposób w jednolitym tonie.

Pod koniec koncertu tłum zaczął się bawić już na dobre: moshpit wstrząsał publicznością przed sceną, a lubiący przygody crowdsurfer przelatywał nad nią tam i z powrotem. Była to zdecydowanie odświeżająca zmiana po sposobie, w jaki się obecnie ogląda koncerty – poprzez ekrany komórek. (Ta era wszechobecnej dokumentacji oznacza, że najwidoczniej fajniej jest oglądać występ później jako filmik niż cieszyć się nim na miejscu.)

Wpływy Black Sabbath lśniły w muzyce Church of Misery, szczególnie w niskich riffach, a ledzeppelinowskie elementy nie ograniczały się tylko do rozszerzanych hippisowskich dżinsów. Brzmienie i image łączące muzykę z lat 70. z bardziej nowoczesnym stylem wypadały tak dobrze, że rozumiem, dlaczego Church of Misery jest tak popularnym zespołem w swoim gatunku.

Ostatecznie wieczór ten był pozytywną niespodzianką i prawdopodobnie mogę powiedzieć, że pojawię się, gdy zespół po raz kolejny przyjedzie do Helsinek.

 Wywiad z zespołem przeprowadzony przed koncertem
REKLAMA

Galeria

Powiązani artyści

REKLAMA