Letni entuzjazm z odrobiną melancholii.
Przejście do statusu grupy major nie przechodzi bez śladu dla żadnego zespołu. Nierzadko grupy zmieniają mocno swój styl, starając się dopasować do wymagań wytworni. Na szczęście, z Polkadot Stingray nic takiego się nie stało. Albo jeszcze się nie stało. Drugi minialbum zespołu, nazwany Ichidaiji,pozostał wierny stylowi grupy i oferuje dokładnie to, za co uwielbiają
ją
fani.
A to oznacza tylko jedno – przez dwadzieścia minut będzie trzeba zapomnieć o wszystkim, zagłębiając się w eleganckim wokalu i nieustannie zmieniającej się melodii. Świetna sprawa, prawda? Do pozornie lekkiego, zbliżonego do poprockowego brzmienia, muzycy często dodają do utworów ciekawe instrumentalne wykończenie, dzięki czemu zaczynają one rozbrzmiewać nowymi, często niespodziewanymi barwami.
Przyjrzyjmy się przynajmniej Ichidaiji, który, zaskakująco, zajmuje ostatnie miejsce na tym wydawnictwie. Jest bardzo letni i rytmiczny, ale w środku nagle się zatrzymuje i upraszcza instrumentalnie, w porównaniu z głównym motywem, przy którym aż się chce kilka razy potrząsnąć głową. Trwa to kilka chwil – i zaraz nadal bawimy się przy dziarskiej melodii. Kontrast jest zaskakujący, ale jak najbardziej na miejscu.
I choć chwytliwa muzyka jest jedna z głównych zalet Polkadot Stingray, bez wokalistki Shizuku żadna piosenka nie brzmiałaby tak ekscytująco. Jest to szczególnie zauważalne w cichszych utworach, gdzie melodia przechodzi na drugi plan, ustępując miejsca czystym emocjom. Pierwsze pełne wydawnictwo grupy nie miało takich lirycznych kompozycji, ale drugi minialbum miał więcej szczęścia – miał Rhythmy. Piosenka udaje, ze jest cicha i delikatna, ale w rzeczywistości wciąga słuchacza w pułapkę, z której nie można się wydostać. Tylko po co się uwalniać, gdy można zostać na zawsze sam na sam z tym zmysłowym głosem…
Pięć
otworów na tym wydawnictwie oferuje
pięć
różnych nastrojów, ale te piosenki nie są na tym samym poziomie. Tak naprawdę nie ma tu żadnych złych kawałków, ale słuchając ich, mimowolnie zauważa się, ze w jeden włożono dużo energii, ale następna nie dorównuje jej i wydaje się być nieco słabsza. Na szczęście, ten minialbum jest dosyć spójny, ale nie można nazwać go najlepszym dziełem Polkadot Stingray.