Recenzja

girugamesh - chimera

18/08/2018 2018-08-18 00:55:00 JaME Autor: Lu:na (wolny strzelec)

girugamesh - chimera

chimera to połączenie girugamesha, the GazettE i dyskoteki.


© girugamesh
Minialbum CD + DVD

chimera (Type A)

girugamesh

Podejdźmy do sprawy uczciwie – girugamesh na końcu swojej działalności był istną gitarową dyskoteką na sterydach. Pamiętając jego długogrający debiut, można tylko załamać ręce. Zespół o całe lata świetlne oddalił się od tamtej wspaniałej ery swojej twórczości. Nie zrozumcie mnie źle, bo w mojej opinii chłopaki nigdy nie brylowali jakością kompozycji. Mieli po prostu pazur i jako takie brzmienie, które w połączeniu z poważną sceniczną prezencją zwyczajnie "dawały radę". To były jednak zamierzchłe czasy i po nich nastąpił festiwal tandety, której nawet moje stosunkowo szerokie horyzonty zdzierżyć nie mogły. Nic więc dziwnego, że kolejne wydawnictwo grupy postanowiłem sobie odpuścić niejako z urzędu. Tymczasem jestem właśnie po sesji z minialbumem chimera i dochodzę do wniosku, że należy go jednak opatrzyć komentarzem.

Jak już wspomniałem, zespół lata temu postawił na masę elektroniki, niby-mocarne gitarowe pasaże i masę ciężkostrawnych melodyjek. Jakież było więc moje zdziwienie, gdy po raz pierwszy usłyszałem przytłaczający wręcz chimera!

girugamesh odstawił na bok wazelinę pod dzikie nastolatki i przypomniał sobie jak to jest mieć jaja na swoim miejscu. Potężne riffy masakrują uszy bezlitośnie jak za czasów 13's reborn i choć wiele tu brakuje w kwestii ogólnie pojętego klimatu, w końcu otrzymaliśmy porządny zastrzyk mocy.

Formacja włożyła na swój krążek całe garści metalcore'u, który jednak ma przez większość czasu ręce i nogi, nie polega zaś na bezmyślnym trzaskaniu (które z kolei powoli staje się symbolem choćby lynch.). Generalnie nie można się tu przyczepić do nudy, co poniekąd może wynikać z formuły minialbumu. Głowa sama podskakuje do kolejnych uderzeń i to się ceni.

Nie ma jednak róży bez kolców. Sześć kompozycji to wystarczająca ilość, żeby się popisać, ale też dostatecznie dużo czasu, żeby coś koncertowo zepsuć. Niestety, mając niezły materiał kapela podjęła po raz kolejny kilka złych decyzji. Efekt? Wciskana na siłę elektronika po raz wtóry. Momentami zabija ona całkowicie poczucie obcowania z muzyką ciężką i bezpośrednią. Dlaczego girugamesh znowu postanowił swoją siłę - proste, mocne granie - przekuć w dyskotekę? Na to pytanie odpowiedzi nie znajdę, ale od Horizon odeszła mi ochota na dalsze obcowanie z materiałem.

Całość stoi na naprawdę przyzwoitym poziomie, a biorąc pod uwagę poprzednie wyczyny formacji, można wręcz mówić o przebłysku geniuszu. Co z tego jednak, skoro mam wrażenie, że owe ciężkie granie to była taka zabawa na moment? Jak znam życie, jeśli girugamesh za kilka lat wróci, to wyda kolejny ociekający lukrem materiał ku uciesze fana japońskiej neonowej popeliny. Obym się srogo mylił, bo chimera jako tako radę daje. Wciąż jednak przepaść dzieli ten materiał od dźwięków nagrywanych za czasów garnituru i makijażu w stylu zombie. No i na zakończenie ostatni prztyczek w nos, którego nie da się nie zauważyć – panowie ewidentnie zachłysnęli się ówczesnymi dokonaniami the GazettE i momentami mam wrażenie słuchania tych ostatnich, co w żadnym wypadku nie jest plusem.
REKLAMA

Powiązani artyści

Powiązane wydawnictwa

Minialbum CD + DVD 2016-01-20 2016-01-20
girugamesh
Minialbum CD + DVD 2016-01-20 2016-01-20
girugamesh
Minialbum Format cyfrowy 2016-01-20 2016-01-20
girugamesh
REKLAMA