Piosenkarka
Hirahara Ayaka jest dosyć znana z unikalnych wersji utworów innych artystów. Jej pierwszy singiel, wydany w grudniu 2003 roku, był wokalizowaną wersją
Jupiter Holst i był jednym z najlepiej sprzedających się singli 2004 roku. W listopadzie 2014 roku artystka wydała
Winter Songbook, zbiór rozgrzewających piosenek na zimowy sezon.
Szybki rzut oka na tracklistę wywołuje pewne wątpliwości, co do wyboru piosenek i gdyby pozostawiono to czyimkolwiek innym strunom głosowym, okazałby się zapewne błędem. Gustowne podejście do aranżacji
Hirahary i jej zespołu zazwyczaj się sprawdza i ten album nie jest wyjątkiem. Pierwszy utwór,
Auld Lang Syne, zaczyna się w typowym dla artystki stylu, przez pierwszą minutę przypominając delikatną tradycyjną wersję. Potem prowadzenie przejmują popowe i rockowe instrumenty, zmieniając ją w nowoczesny cover. Ozdobniki ograniczone są do minimum, pozwalając wyróżnić się aksamitnemu wokalowi i stworzyć łagodną, poruszającą atmosferę. To subtelne potraktowanie tradycyjnej piosenki oznacza, że faktycznie przetrwała ona zmianę w japoński pop. Prawdopodobnie nie zastąpi oryginałupodczas Hogmanay (przyp. tłum. szkockie słowo na ostatni dzień roku, obchodzony jak Sylwester), ale bez wątpienia będzie bardziej kojący przy nieuniknionym kacu następnego dnia. Interesującej adaptacji
Hirahary starej angielskiej kolędy,
The First Noel, także raczej szybko nie usłyszymy w kościołach. Na początku trudno ją zidentyfikować, gdyż brzmi zupełnie inaczej niż materiał źródłowy. Tekst został zmieniony przez samą artystkę z religijnego na czysto romantyczny i jest przesłodki. Jednak nowa wersja to cały czas urocza i delikatna ballada.
Jest kilka piosenek, które nie są bardzo przerobione, pozostając dosyć wierne oryginalnej wizji. Wspólny utwór
Jennifer Warnes i
Leonarda
Cohena,
Song of Bernadette, zachował aranżację opartą na fortepianie i smyczkach, a
Happy Xmas (War Is Over) jest prawie niezmieniony, poza brakiem wzruszającego dziecięcego chóru z wersji
Lennona. Odważnym jest artysta, który spróbuje zmierzyć się z niepowstrzymanym utworem
Pharrella
Williamsa z 2014 roku,
Happy. Żywe i charyzmatyczne wykonanie
Hirahary powoduje, że kawałek nadal jest bardzo radosny, tak, jak założono, ale dodatek przytłaczającego syntezatora sprawia, że brzmi trochę jak z karaoke.
Nigdy nie bojąc się zmierzenia z wielkimi artystami,
Hirahara zamieściła na płycie także swój hołd dla
The Carpenters i
Bette Midler.
I Need To Be In Love i
The Rose są skromniejsze niż ich oryginalne odpowiedniki. W pierwszym utworze usunięto potężną perkusję oraz żarliwy chóralny podkład, więc choć kawałek nie ma takiej mocy jak numer
The Carpenters, ma dużo łagodniejszy ton. Ma także przyjemnie nostalgiczny nastrój i brzmi jak solowy numer w oldschoolowym musicalu. Podobnie w nowej wersji hitu
Midler cały potężny refren został zastąpiony przygaszonym solo, pozwalając słuchaczom docenić niuanse umiejętnego wokalu.
Pośród mocniejszych utworów znajduje się ładnie jazzujący
My Favorite Things, zagrany w odważnej, bigbandowej aranżacji, a nie w uduchowionym bluesowym stylu, jaki inni artyści preferowali w przeszłości. Przy zaledwie dwuminutowej długości nie zostaje na długo, ale od gorącej partii saksofonu na początku po entuzjastycznie, swingujące instrumenty dęte na koniec, dużo treści zostało upakowane w tych minutach. Tłumaczenie tekstu na japoński oznacza, że czasami również sylaby są ściśnięte, ale kawałek jest tak radosny, że można mu to wybaczyć. Kolejnym dobrym dodatkiem jest dotyk splendoru, jakim jest
Smile, nieco bardziej melancholijna wersja klasyku
Charliego
Chaplina i
Nat King Cole’a. Prosty wokal i romantyczna muzyczna aranżacja bez żadnego wysiłku przenoszą słuchacza do czasów biało-czarnych filmów.
Album nie mógłby zakończyć się we wspanialszy sposób. Wszechstronnie utalentowana
Hirahara grała rolę Christine w sequelu popularnego “Upiora w operze”
Andrew Lloyda
Webbera, "Love Never Dies". Utwór z tego musicalu, o takim samym tytule, dobrze pokazuje, dlaczego została wybrana do tej roli. Brzmi on tak samo, jak ten wykonywany na scenie, dając osobom niemogącym zobaczyć przedstawienia wyobrażenie gry artystki. W wykonaniu
Hirahary niższe tony brzmią bardziej popowo, a wyższe rejestry posiadają mocne vibrato i operową jakość, choć czasami brzmiącą trochę przenikliwie. Ale emocje są jasno wyrażone, wnosząc do arii sporo ciepła. Ostatniemu refrenowi udaje się wywołać dreszcze na plecach.
Trzeba powiedzieć, że tylko ze trzy utwory zawarte na
Winter Songbook można rzeczywiście nazwać “zimowymi”, więc takie reklamowanie jest trochę nieuczciwe. Ale ten zbiór podnoszących na duchu piosenek mógłby być odtwarzany podczas ciepłych spotkań przy zimnej pogodzie, więc może jednak ten opis pasuje. Niezależnie od okazji, głos
Hirahary Ayaki sprawia, że wszystkie utwory brzmią dobrze, choć inni artyści mogliby tu się potknąć, a jej bezbłędny śpiew na całym albumie jest ważnym powodem, żeby go kupić.
Poniżej można obejrzeć teledyski do
Auld Lang Syne i
My Favorite Things: