Recenzja

BUCK-TICK - Six/Nine

26/07/2014 2014-07-26 00:05:00 JaME Autor: Lu:na (wolny strzelec)

BUCK-TICK - Six/Nine

JaME prezentuje omówienie albumów, które zmieniły oblicze japońskiej muzyki (część V).


© BUCK-TICK
Album CD

Six/Nine

BUCK-TICK

BUCK-TICK to zespół legenda. Przez ponad trzydzieści lat niemalże ciągłej działalności, panowie zdążyli wydać dziewiętnaście pełnoprawnych studyjnych albumów, oraz dziesiątki singli, koncertówek, remasterów i Bóg wie czego jeszcze. Co warte wzmianki - grając ciągle w tym samym składzie. Jeśli spojrzeć na twórczość zespołu przekrojowo, ich fascynacje muzyczne można podzielić na konkretne okresy, gdzie nagrywali muzykę naprawdę różną gatunkowo - jednak zawsze mającą w sobie dawkę porządnego rocka i pewien unikalny styl właściwy tylko tej jednej kapeli.

Pisanie o tym, ile zespołów inspirowało się twórczością BUCK-TICKa, zapewne zapełniłoby niejeden tom. Duży na to wpływ miał prosty fakt - zespół ciągle działał, podczas gdy inne legendy pokroju LUNA SEA, DEAD END czy X JAPAN zaliczały rozejścia i powroty. Równie ważny jest też wspomniany przekrój stylistyczny poszczególnych wydawnictw, gdzie po początkowej fascynacji muzyką nurtu punk, zespół wszedł z impetem w elektronikę, by później próbować swoich sił w bardziej teatralnych klimatach, a dalej nawet w muzyce dance. Ten powierzchowny opis i tak nie oddaje całego świata BUCK-TICKa, a jedynie lekko nakreśla wachlarz kompozycji z którym przyjdzie się zmierzyć potencjalnemu słuchaczowi.

Jak wobec powyższego wybrać ten jeden, szczególny album, który stanowi perełkę w dyskografii zespołu? Jest to wybór mocno subiektywny, bowiem większość wydawnictw w dorobku wspomnianych panów jest co najmniej dobra. Niemniej jednak wybrać trzeba i w mojej opinii na największa uwagę zasługuje wydany w 1995 roku fenomenalny Six/Nine. Album tak dobry, że do dziś po dziesiątkach przesłuchań, wciąż wzbudza we mnie autentyczną fascynację.

Mroczne brzmienie, wszechobecny niepokój, masa elektronicznych pogłosów i szumów - tak w skrócie można określić Six/Nine. Byłoby to jednak twierdzenie poniekąd krzywdzące, gdyż daleko temu albumowi do czystego industrialu, czy choćby pokręconego gotyku. Wcześniej na wydawnictwach BUCK-TICKa można było bez problemu doszukać się singli, czy zwyczajowych przebojów. Tym razem zadanie jest zgoła trudniejsze. Wszystkie kompozycje są przemyślane, oryginalne i jak najdalsze od oklepanych dziś schematów. Imai jest jednym z najzdolniejszych kompozytorów, jakich japońska ziemia kiedykolwiek nosiła, a na omawianym albumie jawi się jako dźwiękowy alchemik, przed którym nie istnieją rzeczy niemożliwe. Jako główny kompozytor BUCK-TICKa, podołał zadaniu karkołomnemu i wręcz niemożliwemu - uciekł od powielania samego siebie, zbudował dzieło różnorodne i jednocześnie piekielnie spójne. Wystarczy porównać potężny Love Letter i Aikawarazu no "Are" no Katamari ga Nosabaru Hedo no Soko no Fukidamari. Pierwszy utwór jest ciężkim, hardrockowym uderzeniem, drugi zaś ambientowo-industrialną wycieczką po nieokreślonym szaleństwie. Kompozycje zupełnie różne, a tak uderzająco pasujące w świat mrocznego Six/Nine.

Idąc dalej mamy jeden z najmocniejszych utworów w dorobku grupy - Kagiri Naku Nezumi, gdzie Atsushi złowieszczo recytuje tekst niskim głosem z nałożonym efektem echa, a towarzyszą mu agresywne gitarowe riffy. Kilka utworów dalej atakuje nas natomiast Misshitsu w stylu reggae, który dla odmiany napisał Hidehiko Hoshino. Piosenka niezwykle melancholijna z dziwnie ulotnym brzmieniem, gdzie główne skrzypce gra silny bas i wyraźny wokal.

Kick (Daichi wo Keru Otoko) jest żywym dowodem na to, że Japonia nie uciekła od fascynacji krautrockiem. O ile we wcześniejszych dokonaniach grupy można się doszukiwać wspomnianych wpływów, tak tym razem mamy jak żywy przykład reprezentanta tegoż nurtu. Reprezentanta, co należy podkreślić, zacnego i niezwykle klimatycznego. Wokale z przytłumieniem, klawisze, elektroniczne szumy, mechaniczna perkusja. Wszystko świetnie splecione w jedną całość.

Po piętnastu kompozycjach, album kończy się ambientowym outrem i pozostawia słuchacza z mętlikiem w głowie. Pierwsze przesłuchanie zdecydowanie do najłatwiejszych nie należy. Głównie za sprawą wielowarstwowych aranżacji, gdzie nie znajdziemy prostych rozwiązań, czy skocznych refrenów. BUCK-TICK prezentuje się za to od strony jak najbardziej ambitnej i wymagającej uwagi słuchacza. Poświęcony tej płycie czas nie będzie zmarnowany, jednak należy pamiętać, iż album nie jest ścieżką dźwiękową do pracy czy biegania.

Jak natomiast ma się opisane wyżej dzieło do zespołów, które później BUCK-TICKiem się inspirowały? Być może będzie to będzie śmiałe stwierdzenie, ale według mnie nie byłoby Calmando Qual, gdyby nie Six/Nine. Słuchając dokonań grupy Hibikiego, ma się wręcz wrażenie, że tak naprawdę traktują dzieło starszych kolegów jak swego rodzaju biblię. Nawiązania są wszechobecne. Calmando Qual to bynajmniej nie jedyna kapela, którą można by tu przytoczyć. Jest natomiast według mnie tą najważniejszą i najlepszą.

Wspomniałem powyżej o krautrocku i odniosę się do niego raz jeszcze. Imai zdecydowanie zakochał się w starszych zespołach tego nurtu. Przeglądając dyskografię BUCK-TICKa nie sposób nie odnaleźć w niej subtelnych nawiązań do Davida Bowie, czy świetnego Kraftwerk. Z czasem jednak owe nawiązania ewoluowały w specyficzny styl, który BUCK-TICK prezentował na następcach Six/Nine. Jest to fakt warty odnotowania, gdyż podobnych romansów z elektroniką nie mogą sobie odmówić obecne, młode zespoły. Niestety w porównaniu z Atsushim i spółką wypadają najczęściej blado, ustępując zarówno na polu kompozycji, jak i klimatu. Główną przeszkodą zdaje się tu być upośledzenie twórcze ludzi piszących muzykę, gdyż nie potrafią oni odnaleźć przestrzeni w dźwiękach, gdzie można by tę elektronikę faktycznie sensownie wykorzystać. Zamiast tego najczęściej dostajemy mało przemyślaną młóckę, gdzie jazgot goni jazgot, ripostując wszystko dubstepową wiertarką. Tak więc niech powyższy tekst będzie dla młodego słuchacza zachętą do wycieczki w przeszłość, gdzie kryje się prawdziwy artyzm dźwiękowy.

BUCK-TICK to zespół legenda. Po prostu i bezdyskusyjnie. Wobec takiego dorobku aż trudno uwierzyć, że nie osiągnęli międzynarodowego sukcesu. Główną tego przyczynę upatruję w języku, jakim muzycy się posługują. Idę o zakład, że byli by światowymi gwiazdami, gdyby tylko tego chcieli. Dla jednych jest to formacja z kilkoma hitami, dla drugich muzyka życia. Raz pokochany zostaje ze słuchaczem już na zawsze. Cokolwiek więcej by nie napisać, jest to po prostu formacja wielka, która zmieniała swoje brzmienie, nigdy nie tracąc przy tym rezonu i świeżego pomysłu. Inspirowała przy tym całe hordy młodych ludzi, którzy za sprawą nagłego olśnienia decydowali się sięgać po sprzęt grający, a potem tworzyć świetne zespoły. Słodko-gorzką pigułą na zakończenie tekstu niechaj będzie wspomnienie faktu, iż BUCK-TICK grał jako support dla grupy Marylina Mansona podczas ich wizyty w Japonii, w 2003 roku. Nie umniejszając tutaj nikomu, czy tylko mi wydaje się, że organizatorzy pomylili kolejność występów?
REKLAMA

Powiązani artyści

Powiązane wydawnictwa

Album CD 1995-05-15 1995-05-15
BUCK-TICK

Najlepsze z najlepszych

the GazettE - MADARA © BUCK-TICK. All rights reserved.

Recenzja

the GazettE - MADARA

“MADARA” to klasyk współczesnego visual kei.

D’espairsRay - Coll:Set © BUCK-TICK. All rights reserved.

Recenzja

D’espairsRay - Coll:Set

JaME prezentuje omówienie albumów, które zmieniły oblicze japońskiej muzyki (część VI).

BUCK-TICK - Six/Nine © BUCK-TICK. All rights reserved.

Recenzja

BUCK-TICK - Six/Nine

JaME prezentuje omówienie albumów, które zmieniły oblicze japońskiej muzyki (część V).

DIR EN GREY - Gauze © BUCK-TICK. All rights reserved.

Recenzja

DIR EN GREY - Gauze

JaME prezentuje omówienie albumów, które zmieniły oblicze japońskiej muzyki (część IV).

deadman - in the direction of sunrise and night light © BUCK-TICK. All rights reserved.

Recenzja

deadman - in the direction of sunrise and night light

JaME prezentuje omówienie albumów, które zmieniły oblicze japońskiej muzyki (część III).

MALICE MIZER - merveilles © BUCK-TICK. All rights reserved.

Recenzja

MALICE MIZER - merveilles

JaME prezentuje omówienie albumów, które zmieniły oblicze japońskiej muzyki (część II).

X JAPAN – BLUE BLOOD © BUCK-TICK. All rights reserved.

Recenzja

X JAPAN – BLUE BLOOD

JaME prezentuje omówienie albumów, które zmieniły oblicze japońskiej muzyki (część I).

REKLAMA