Relacja

MIYAVI w Krakowie

23/04/2014 2014-04-23 12:00:00 JaME Autor: Martyna "Gin" Wyleciał

MIYAVI w Krakowie

"Nazywam się MIYAVI. Jestem samurajem z Tokio. Nie wiem, czemu mnie tak nazywają. Ja jestem z Japonii, wy jesteście z Polski. To nie ma znaczenia, bo wszyscy możemy być jednym przez muzykę. Tylko wczujcie się w rytm."


© Agata 'andi' Paz
Istnieją koncerty, których się nie zapomina. Nawet, gdy minie już dużo czasu, pozostaje się pod ich wrażeniem i zastanawia się, czy aby na pewno to się wydarzyło. Takim koncertem był występ MIYAVIego w Gdańsku w 2011 roku. Wywołał on wiele pozytywnych emocji, zaskoczył niezwykłą atmosferą i poczuciem bliskości z tym niezwykłym artystą z Japonii, będącym nie tylko fantastycznym muzykiem, ale i charyzmatyczną, pozytywną i sympatyczną osobą. I kiedy już myślało się, że to jest to, najlepszy koncert w życiu i nic go nie przebije – MIYAVI postanowił przyjechać do Polski po raz drugi.

Występ w Krakowie, który miał miejsce 23 marca w klubie STUDIO, należał do kategorii koncertów niezapomnianych. MIYAVI promował nim swój najnowszy album, nazwany jego imieniem, dlatego większość piosenek tego wieczoru pochodziła właśnie z tej płyty. Kawałki te charakteryzują się tym, że zawierają ogromny ładunek pozytywnej energii, dlatego można się było przy nich porządnie wyskakać i wykrzyczeć. Takie utwory to m. in. JUSTICE, Cry like this czy HORIZON, prześpiewane przez fanów od pierwszej i ostatniej sekundy. MIYAVI specjalnie milkł, grając jedynie na gitarze, dając podkład rozśpiewanej publiczności. Każdą jego komendę spełniano z niesłabnącym entuzjazmem, głosy fanów były czyste i niosły się po sali tak głośno, że czasem zagłuszały śpiew MIYAVIego, który przecież korzystał z mikrofonu. Muzyk potrząsał z niedowierzaniem głową i tylko prosił o więcej, jakby sprawdzając, czy ten szalony tłum ma jakieś granice. Publiczność była w stanie wyśpiewać z MIYAVIm praktycznie każdą piosenkę. Każdy zdzierał sobie gardło, byle tylko zobaczyć uśmiech satysfakcji i uznania na twarzy swojego idola. Fani poznawali ulubione kawałki po pierwszych akordach, witając je szaleńczym aplauzem. Brawa i wiwaty nie cichły nawet w tych krótkich chwilach, kiedy MIYAVI zajmował się zmianą instrumentów czy odchodził na chwilkę otrzeć pot z czoła.

Tak wielki entuzjazm polskich fanów nie pozostał niezauważony. Widać było, jak w MIYAVIm serce rośnie, gdy obserwował dający z siebie wszystko tłum, skaczący, krzyczący i śpiewający wspólnie z nim. Wielokrotnie komplementował polską publiczność, jak jest gorąca i szalona. Ponadto nic tak nie podsyca energii fanów, jak mówienie do nich w ich ojczystym języku, a MIYAVI bardzo się postarał. Po polsku powiedział między innymi: "Co słychać? Nazywam się MIYAVI” oraz "Dobrze się bawicie? Ja się dobrze bawię”. Nieraz oczywiście padało też polskie "dziękuję”. Jednak największym hitem wieczoru był perkusista BOBO, którego MIYAVI również przymusił do mówienia. Najpierw jednak kazał publiczności być bardzo, bardzo cicho, bo to niezwykle rzadka okazja, jako że BOBO przemawia tylko raz do roku. Kiedy w końcu padły te słowa: "KOCHAM WAS”, perkusista otrzymał szaleńcze brawa, a MIYAVI oczywiście wszystko "zepsuł” stwierdzeniem, że BOBO jest dziś wieczór niezwykle napalony i trzeba się go strzec. Śmiechu było co nie miara, ale to było tylko dowodem, jak zgrany duet stanowią ci dwaj muzycy.

Nie była to jedyna niespodzianka tego wieczoru. MIYAVI wspominał poprzedni koncert w Polsce i pamiętał, jak go fani zaskoczyli, domagając się zagrania hitu Selfish Love. Powiedział, że było to w czasie, kiedy było mu bardzo ciężko, bo tuż przed jego światową trasą koncertową w Japonii miało miejsce wielkie trzęsienie ziemi i tsunami zniszczyło rejon Tohoku. Jego rodzina została wtedy w kraju, a on podróżował. MIYAVI podziękował za przejawy dobroci okazane Japończykom w tamtym czasie. Selfish love zostało ponownie zagrane i tego wieczoru. Choć piosenka ta na stałe weszła do koncertowej setlisty i była grana w każdym kraju na tej trasie, MIYAVI nie omieszkał wspomnieć poprzedniej sytuacji i podarować Polakom tę swoją "cholerną samolubną miłość”. Fanom zadedykowana została też piosenka Kimi ni negai wo, zagrana, jak powiedział muzyk, w podziękowaniu za wielkie wsparcie, jakie mu wszyscy zawsze okazują. To już dość stary utwór, ale w nowej aranżacji wypadał świetnie, podobnie jak zagrane na bis WHAT A WONDERFUL WORLD.

Trzeba przyznać, że koncert był świetny nie tylko ze względu na to, co działo się na scenie, ale również poza nią. Wielki ukłon należy się organizatorom, którzy zadbali o bezpieczeństwo fanów. Nieustannie podawano w tłum wodę, a MIYAVI w każdej wolnej chwili zapytywał, czy wszyscy dobrze się czują, i uczulał, żeby dali znać, gdyby tylko było im słabo. "BOBO was wtedy pocałuje”, żartował. Pod względem organizacyjnym był to jeden z lepszych koncertów jrockowych, jakie miały miejsce w Polsce. Został również dopracowany w kwestii nagłośnienia i oświetlenia, które było profesjonalne i efektowne. Szczególnie ładne efekty świetlne pojawiły się podczas ślicznej, spokojnej piosenki Guard you. Scenę spowił wtedy lekki dym, na którym wyświetlano obracający się kształt słońca. Dodawało to dodatkowego uroku tej piosence - najbardziej lirycznej spośród całej setlisty.

Kiedy po trzech piosenkach zagranych na bis przyszedł czas na pożegnanie, wydać było, że nikt nie chce, by to już się skończyło. MIYAVI ociągał się z wyjściem i chociaż widać było, że słania się ze zmęczenia i jest już zachrypnięty od śpiewu, ciągle pozostawał na scenie. Nagle wszyscy fani zaczęli śpiewać jego piosenkę We love you. MIYAVI na początku nie zorientował się, o co chodzi, myśląc, że to kolejne podziękowanie i odpowiedział "I love you too”, jednak za chwilę dosłyszał japoński tekst piosenki i zwyczajnie zamarł z wrażenia. Widać było, że jest niezwykle wzruszony, podziękował we wszystkich znanych mu językach, nawet po polsku. Nie wiedząc już, w jaki jeszcze sposób może wyrazić swoją wdzięczność, po prostu rzucił się w tłum, jakby chcąc przytulić każdego fana z osobna. Stojąc na barierce, pochylał się do ludzi, wyciągając ręce do dalej stojących osób, pozwalał się podtrzymywać fanom, którzy pomagali mu sięgnąć jak najdalej, pożegnać się z jak największą ilością osób. To najwspanialsza cecha MIYAVIego - jest on bardzo oddany swoim fanom i jego miłość do drugiego człowieka przebija ze wszystkiego, co robi. To odbija się również na zachowaniu fanów, publiczność całym sercem jest oddana swojemu idolowi, a na koncertach panuje atmosfera wzajemnego szacunku i sympatii.

Tym, czego MIYAVI zawsze pragnie i co jest motywem przewodnim jego twórczości i działalności, jest to, by wszyscy stali się jednym. Bez względu na to, gdzie się mieszka, jakiej jest się płci, narodowości czy wyznania - "jesteśmy jednym, żyjąc pod tym samym niebem”. Ten koncert tego dowiódł i pokazał, jak bardzo ludzie potrafią się jednoczyć, przeżywając wspólnie te same emocje. Nie obyłoby się przez charyzmatycznego przewodnictwa MIYAVIego oraz jego wspaniałej muzyki. BE ONE.


Setlista:
01. DAY 1
02. STRONG
03. Chase It
04. JUSTICE
05. Secret
06. CHILLIN’ CHILLIN’ MONEY BLUE$
07. SELFISH LOVE
08. Kimi ni negai wo
09. Guard you
10. Cry Like This
11. GANRYU
12. SURVIVE
13. FUTURISTIC LOVE
14. Horizon
15. Subarashikikana, kono sekai –WHAT A WONDERFUL WORLD-
16. Ahead of The Light
17. WHAT’S MY NAME?
REKLAMA

Galeria

Powiązani artyści

Powiązane wydarzenia

Data Wydarzenie Lokalizacja
  
23/03/20142014-03-23
Koncert
MIYAVI
Klub STUDIO
Kraków
Polska
REKLAMA