Recenzja

Momoiro Clover Z - 5TH DIMENSION

01/06/2013 2013-06-01 00:05:00 JaME Autor: Kitsune_9

Momoiro Clover Z - 5TH DIMENSION

Różnorodność i pomysłowość zawarte w drugim albumie kolorowych idolek.

Album CD

5TH DIMENSION [Regular Edition]

Momoiro Clover Z

Przyznam od razu, że debiutancki album Momoclo, bo tak fani nazywają w skrócie swoją ukochaną grupę, nieszczególnie przykuł moją uwagę. Pierwszy etap twórczości sześciu, a później pięciu dziewczyn (Hayami Akari opuściła zespół w kwietniu 2011 roku. Po jej odejściu w nazwie grupy pojawiło się tajemnicze "Z") wydawał mi się klasycznym przykładem muzyki japońskich idolek. Mimo to, już pierwsze utwory "Różowej Koniczyny" - bo tak tłumaczy się na język polski ich nazwę - ukazują silne punkty Momoiro Clover Z. Są to wyjątkowo pomysłowe kompozycje muzyczne, prezentowane w żywiołowy sposób przez dziewczyny, które w swoim show łączą śpiew, taniec i elementy kabaretu, okraszone dużą dawką zabawy i humoru.

Jednak utwory, które spowodowały, że silniej zainteresowałem się ich twórczością, to pozycje znajdujące się na drugim, i - jak na razie - ostatnim albumie. Cóż, jak to się mówi - lepiej późno niż wcale. Powiedzenie to sprawdza się i w tym wypadku - zobaczmy więc, co ma do zaoferowania najnowszy album Momoiro Clover Z - 5TH DIMENSION. Aby uniknąć mozolnego opisywania każdego utworu z kolei, postaram się niechronologicznie przedstawić silne i słabsze strony albumu, który jest dość różnorodny i posiada wiele twarzy. Jest to oczywiście ocena czysto subiektywna.

Pierwsze oblicze albumu to efektowność. Obiawja się to już w (nieco zbyt długim) intrze do utworu otwierającego album. Jest to O Fortuna - fragment kantaty scenicznej Carla Orffa Carmina Burana. Napięcie rośnie i po ponad dwóch minutach rozpoczyna się Neo STARGATE. Głosy dziewczyn rozbrzmiewają kolejno na tle elektronicznych uderzeń, wspieranych partiami chóru. Kompozycja przyśpiesza i zwalnia, łącząc elektronikę z jego majestatycznym brzmieniem. Dodaje to muzyce Momoiro Clover Z dostojności i dorosłości, chociaż nie przeszkadza utworowi przechodzić do partii czysto energicznych i tanecznych, które spowodowały u
mnie szybsze bicie serca.

W twórczości Momoiro Clover Z niezwykle pomysłowe i efektowne są też teledyski - Neo STARGATE towarzyszy PV w formie krótkiej historii umiejscowionej gdzieś w kosmosie. Członkinie Momoclo budzą się ze snu w szklanych komorach, wymykając się spod kontroli szalonego naukowca i jego asystentów. Zrezygnowano tutaj z klasycznej, pastelowej kolorystyki i wszechobecnego różu, zastępując wszystko sterylną bielą. Muszę przyznać, że przypadło mi to do gustu, podobnie jak fakt, że dziewczyny zamieniły swoje idolkowe mundurki na kremowe, subtelne stroje. Jednak po zwieńczeniu ich kolczastymi maskami, kostiumy przypominają raczej coś prosto z garderoby Lady Gagi niż grzecznych, japońskich idolek.

Kontynuacją Neo STARGATE jest, znajdujący się nieco dalej na albumie, Birth 0 Birth. Przejawia się to w kontynuowaniu kosmicznego wątku z poprzedniego teledysku, a także w podobnym brzmieniu. Zrezygnowano tu jednak z chórów, na rzecz silniejszego zabarwienia elektroniką. Refren jest natomiast zaskakująco lekki i melodyjny.

Idealną wizytówką efektowności Momoiro Clover Z jest utwór o długim tytule Mōretsu Uchū Kōkyōkyoku Dai 7 Gakushō "Mugen no Ai"". Ta "kosmiczna symfonia" przytłacza przy pierwszym przesłuchaniu, atakując setkami dźwięków oraz nagłymi zmianami tempa i melodii. W tym utworze również występuje chór, a w kulminacyjnym momencie kompozycji gitarową solówkę gra sam Marty Friedman, były członek amerykańskiego zespołu Megadeth. Pozycja ta jest niezwykle złożona, zróżnicowana i najbardziej "metalowa" ze wszystkich utworów na albumie - wpływ na to ma niewątpliwie obecność gitar i praca perkusji, która z powodzeniem uzupełnia podstawowy beat. Niezwykle dynamiczne są też wokale piątki dziewczyn, które dosłownie przekrzykują się w utworze, uzupełniając go wstawkami mówionymi i oczywiście śpiewając razem niezwykle melodyjny refren.

Drugie oblicze albumu to zabawa, energia i humor. Utwór Z Otome Sensō jest tego najlepszym przykładem - łączy w sobie wspomnianą efektowność i kompleksowość z humorystyczną konwencją. Ciężko bowiem brać na poważnie intro kompozycji, które nieznośnie pozostaje w głowie na długo po jego przesłuchaniu. Swoją dynamiką i konstrukcją Z Otome Sensō przypomina opening do anime. To wrażenie potęguje kolorowy teledysk, przedstawiający Momoiro Clover Z w wersji bojowej. Nie brakuje w nim laserów, wybuchów i kolorowych zbroi - miłośnicy japońskich szaleństw powinni być usatysfakcjonowani.

W podobnym, chociaż nieco bardziej rockowym stylu utrzymana jest Kasō Dystopia. Warto również zwrócić uwagę na "hymn pracy", Rōdō Sanka, który momentami przypomina motywy żywcem wyjęte z filmów szpiegowskich, oraz niezwykle efektowny i szybki popis dykcji - Jōkyu Monogatari -Carpe Diem-. Sporo lekkości i humoru bije od wielu kompozycji na albumie: jest tutaj rockandrollowy Soratobu! Ozashiki ressha, oparty na syntetyzatorach Get Down! czy wyjęty prosto z filmu grozy Saraba, itoshiki kanashimitachi yo.

Trzecim obliczem albumu są ballady. Stanowią co prawda niewielką część wydawnictwa (Tsuki no gingami hikousen i zamykający album Hai to Diamond), jednak słucha się ich z dużą przyjemnością. Mamy w końcu okazję dokładniej zapoznać się z wokalem każdej z członkiń (jak do tej pory Momoka jest moją ulubienicą) w kompozycjach pozbawionych wodotrysków odwracających uwagę od śpiewu. Oba utwory spełniają dobrze swoje role, zwalniając tempo i oferując ciekawe melodie.

Jakie są więc słabsze strony albumu? Bez wątpienia nieco dziwnie brzmiące partie rapu, które przepełniają utwór 5 The POWER, mimo wszystko zwieńczony wpadającym w ucho, melodyjnym refrenem. Rap nie jest mocną stroną Momoiro Clover Z, tak więc opieranie utworów na tym stylu nie jest moim zdaniem najlepszym pomysłem. Mówione partie występują jeszcze w kilku miejscach na albumie, jednak w dużo mniejszych ilościach. Nie każdemu może również przypaść do gustu miszmasz oferowany przez Momoclo, a sam album w zbyt dużych dawkach potrafi zwyczajnie zmęczyć. Ponadto 5TH DIMENSION mógłby być nieco doroślejszy, prezentować więcej utworu w stylu wspomnianego Neo Stargate. Pytanie tylko, czy nie straciłby wtedy swojego humorystycznego czaru.

5TH DIMENSION to bardzo ciekawa i warta przesłuchania pozycja, przepełniona wieloma melodiami, dynamiką i dobrą zabawą. Niech nie zwiedzie was barwny i nie do końca poważny image członkiń Momoclo - kompozycje przez nie wykonywane są naprawdę złożone. Z tego właśnie powodu przekonałem się do tej grupy. W przyszłości marzą mi się jeszcze bardziej kompleksowe i dojrzałe utwory (może album koncepcyjny?). Na razie jednak z czystym sumieniem polecam 5TH DIMENSION wszystkim fanom j-popu, którzy nie boją się różnorodności i odrobiny szaleństwa, zawartego w twórczości tych niezwykłych idolek.
REKLAMA

Powiązani artyści

Powiązane wydawnictwa

Album CD 2013-04-10 2013-04-10
Momoiro Clover Z
REKLAMA