Recenzja

DIR EN GREY - RINKAKU

20/12/2012 2012-12-20 15:35:00 JaME Autor: Lu:na

DIR EN GREY - RINKAKU

DIR EN GREY wraca po długiej przerwie silniejszy niż kiedykolwiek wcześniej.

Singiel CD

RINKAKU [Original Version]

DIR EN GREY

RINKAKU to prawdopodobnie najbardziej wyczekiwany singiel w historii zespołu, głównie za sprawą przerwy, jaką chłopaki musieli sobie zrobić z powodu choroby Kyo, ale dla wielu cegiełkę dołożył również Akira Yamaoka. Mistrz dźwiękowego horroru miał według oficjalnych informacji zmiksować utwór tytułowy. Po miesiącach od pierwszej zapowiedzi, dostaliśmy wreszcie materiał do rąk. Czy spełnił oczekiwania stęsknionych fanów?

Na wydawnictwo składają się trzy kompozycje. Tytułowe RINKAKU, Kiri to Mayu oryginalnie pochodzący z pierwszego mini-albumu zespołu i jeszcze raz utwór tytułowy za którego miks odpowiada tym razem wspomniany Yamaoka. Łącznie ponad kwadrans muzyki.

Przede wszystkim singiel ten jest swego rodzaju testem Kyo. Czy zdołał wyzdrowieć i naprawić swoje gardło? Śmiało można powiedzieć już teraz, że nie tylko je wyleczył. Dokonał w utworze tytułowym rzeczy, o których większość z nas myślała, że są niemożliwe. Jego partie w refrenie sięgają niespotykanych dotąd rejestrów i wszystko wskazuje na to, że po tak długiej absencji osiągnął on zupełnie nowy poziom wokalny. Co się zaś tyczy samej kompozycji – ileż to razy widzieliśmy slogany pokroju „tego nie zrobiliśmy nigdy wcześniej”? Zapewne często i niemalże równie często się zawodziliśmy. Zespół o którym piszę to jednak DIR EN GREY. Obietnice spełnili bez cienia zakłamania. RINKAKU to zupełna nowość w ich dorobku i całkowicie nieznany teren muzyczny. Nie bez znaczenia jest tutaj udział Akiry Yamaoki. Przede wszystkim jest to jedna z tych spokojniejszych kompozycji, gdzie nie ma growlu i potężnych riffów. Nie ma też szaleńczego tempa perkusji. Zamiast tego dostajemy prawie sześć minut niepokojącej melodii, która jest momentami złowieszcza, a momentami sennie piękna. Duże znaczenie ma tutaj bogactwo dźwięku, gdzie dzieją się istne cuda. Usłyszymy klawisze i piękne gitarowe pasaże z niesamowitą solówką włącznie. Do tego gdzieś zupełnie z tyłu Kyo tworzy chórek, a za kilka sekund atakuje już swoim zwyczajowym wokalem. Jak na singlowca jest to kompozycja bardzo skomplikowana, czego efektem jej radiowa wersja została spłycona i obcięta z wielu fragmentów. Wprawne ucho z pewnością znajdzie w RINKAKU mocną inspirację twórczością Akiry Yamaoki. To coś pomiędzy opętanym soundtrackiem z "Silent Hill", a spokojnym Glass Skin sprzed kilku lat. Utwór jest czarujący do tego stopnia, że prawdopodobnie przeleci kilka razy z rzędu, zanim słuchacz przejdzie dalej.

A dalej czeka Kiri to Mayu i tutaj już obyło się bez podobnych nowinek. Dostajemy kompletnie przerobiony utwór, który trudno jest przyrównać do oryginału ze względu na zupełnie inne brzmienie. Nawałnica ciężkich gitar stylistycznie zbliżona do ostatniego długograja miesza się z growlem Kyo i niesamowicie precyzyjną perkusją bębniarza. Jest to po prostu jedna ciężka jazda na granicy death metalu z zaledwie jednym małym fragmentem czystego wokalu w refrenie, gdzie można znaleźć nawiązanie do pierwowzoru. Warto tutaj zwrócić uwagę, że również growl Kyo zmienił się odrobinę i miejscami jest mocno podrasowany różnymi efektami, a przy tym wciąż niesamowicie niski. Aż trudno uwierzyć, że facet moment wcześniej śpiewał tak wysoko. Zespół zalicza kolejny udany self-cover.

Ostatnim utworem jest miks kawałka tytułowego wykonany przez wspomnianego już tu kilka razy Akirę Yamaokę. Ludzie nie mający dotąd styczności z jego twórczością mogą przeżyć niemały szok. Zapomnijcie o wyrazistych gitarach i w ogóle metalu. Oto bowiem przed wami wycieczka po niesamowitej krainie ambientowego mroku, jaką gracze pamiętają głównie ze sławnej serii konsolowych horrorów. Ba! Utwór jest do tego stopnia obłąkany, iż mógłby bez problemu zmieścić się na OST którejś części. To co było w oryginale „senne”, tutaj bardziej zahacza o niepokojący koszmar i wywołuje autentyczne uczucie grozy. Jeśli ktoś sięgnął po wydane przez Kyo dzieła pisane i dokopał się do jego utworów solowych, również poczuje tutaj nieco znajomego klimatu. Jest to kompozycja zdecydowanie ciężka, trudna i nie dla każdego, natomiast pokazuje jak wiele oblicz może kryć w sobie DIR EN GREY. Yamaoka w charakterystycznym dla siebie stylu przekazuje słuchaczowi obłęd i za to należy się temu singlowi dodatkowy plus. Rzecz po prostu niesamowita.

Zanim przejdę do podsumowania, pozwolę sobie na jeszcze jedną małą obserwację. Niestety nie znam języka japońskiego i zupełnie nie wiem o czym jest tekst, natomiast patrzę na okładkę i momentalnie nasuwa mi się skojarzenie z klipem do DIFFERENT SENSE. Biorąc pod uwagę budowę obydwu utworów, nie sposób nie spojrzeć na RINKAKU jak na swego rodzaju kontynuację. Jeśli DIFFERENT SENSE był mocarny, ostry i szalony do granic możliwości, to najnowszy singiel uznałbym za jego niemalże przeciwny biegun. Przesłuchanie tych dwóch wydawnictw po sobie daje piorunujący efekt i uczucie obcowania z dwoma połówkami tworzącymi kompletną całość. Czy inny słuchacz tak to potraktuje – nie wiem. Jest to jednak moja subiektywne odczucie, którym chciałem się podzielić.

Powrót DIR EN GREY to jedno z najważniejszych muzycznych wydawnictw końcówki tego roku. Zespół faktycznie przyniósł nam nową jakość i pozwolił po raz kolejny uwierzyć, że nie ma przed nim absolutnie żadnych granic. Wypada tylko pogratulować Kyo powrotu do zdrowia i czekać na kolejne niesamowite wydawnictwa, które z pewnością chłopaki nam zaserwują. Każdy powinien sięgnąć po RINKAKU bez względu czy jest z kapelą od początku, czy zamierza się z nią dopiero zmierzyć. Najnowszy singiel to po prostu jedno z najlepszych wydawnictw w całym dorobku zespołu.
REKLAMA

Powiązani artyści

Powiązane wydawnictwa

Singiel CD 2012-12-19 2012-12-19
DIR EN GREY
REKLAMA