Recenzja

MIYAVI - SAMURAI SESSIONS vol.1

06/04/2013 2013-04-06 00:05:00 JaME Autor: Katarzyna "darya" Frączkiewicz

MIYAVI - SAMURAI SESSIONS vol.1

Samurajska hybryda prosto z Tokio dla Świata.


© MIYAVI - J-glam Inc.
Album CD + DVD

SAMURAI SESSIONS vol.1

MIYAVI

W listopadzie 2012 roku światło dzienne ujrzał nowy i długo oczekiwany album znanego, japońskiego wirtuoza gitary, MIYAVIego. Krążek zatytułowany SAMURAI SESSIONS vol.1 jest odzwierciedleniem chęci gitarzysty do eksperymentowania z dźwiękiem, a także zamiłowania do współpracy z artystami, reprezentującymi rozmaite style muzyczne. Już w 2007 roku MIYAVI dowiódł, że jest zainteresowany urozmaicaniem swojej twórczości, czego owocem był album z coverami 7 Samurai Sessions -We're Kavki Boiz-.

SAMURAI SESSIONS vol.1 rozpoczyna szybki kawałek z charakterystyczną gitarą MIYAVIego wzbogaconą o elektryczną porcję generowaną przez HIFANĘ. Powstaje genialny miks, który już na początku informuje słuchacza z czym będzie miał do czynienia: z ekskluzywną sesją z Tokio dla Świata. Elektryczne bity wspaniale podkreślają i podkręcają już i tak dynamiczne dźwięki gitary, skłaniając kończyny słuchacza do lekkiego podrygiwania w ich rytm. Utwór kończy się nagle, pozostawiając pewną pustkę i apetyt na następne kompozycje z krążka.

Kolejne dwa utwory to już wcześniej wydane pozycje, które ukazały się w przeciągu roku poprzedzającego wydanie pełnego krążka. Pierwszym z nich jest STRONG, nagrany we współpracy z japońskim raperem KREVĄ. Ostre i czyste riffy gitarzysty wzbogacone o perkusję, świetnie pasują do dźwięcznego głosu rapera. Sama muzyka jest bardzo podobna stylem do tej znanej już z albumu What's My Name?. To nieurozmaicone innymi instrumentami połączenie gitary i rytmu perkusji nadaje utworowi pewną surowość i pozwala zaistnieć KREVIE, nie przytłaczając jego głosu zbytnim natężeniem innych dźwięków. Również sam teledysk, który można obejrzeć na dołączonej płycie DVD, charakteryzuje się monochromatycznymi barwami i jak najprostszą, a jednocześnie intrygującą formą.

Następnym już znanym słuchaczom utworem jest DAY 1, które zbiło z tropu wielu fanów muzyka. Nagrany razem z francuskim artystą YUKSEKiem jest czymś zupełnie nowym w twórczości MIYAVIego. Gitara wpleciona w dźwięki syntezatora zaaranżowane przez Francuza nadają kompozycji charakter industrialny, a miejscami ostry i jakby maszynowy, przez co całość brzmi dość nietypowo. Głos MIYAVIego rozcina dźwięki niczym bicz, gdy muzyk wykrzykuje kolejne wersy, co pozwala słuchaczowi skupić się na wypowiadanych słowach. Jednak momentem kulminacyjnym jest refren, gdzie gromadzona w trakcie zwrotek energia wybucha wciskając w fotel, a wibrujący i pogłębiony echem głos MIYAVIego przyprawia o dreszcze. Z pewnością jest to piosenka z gatunku tych na długo pozostających w pamięci i jedną z tych, do których stale będzie się powracać. Tekst został w całości napisany po angielsku, co stanowi ukłon w stronę zachodnich fanów. Pochwała należy się również akcentowi MIYAVIego, który bardzo poprawił się w ostatnich latach i bez większych problemów można zrozumieć wypowiadane słowa. Sam teledysk został równie dobrze dopasowany do utworu. Artysta przedstawiony został jako odradzające się bóstwo na tle rodzącego się słońca, co tylko podkreśla nadnaturalny charakter kompozycji.

Po tak dynamicznych utworach pora zwolnić tempo. I tutaj MIYAVIego wspomógł wokalista The Hiatus (ex-ELLEGARDEN), Takeshi Hosomi. Melodyjny głos Hosomiego świetnie pasuje do delikatnego charakteru piosenki, co jednak nie oznacza, że utwór to rozmarzona ballada. Początek jest co prawda spokojny, ale po chwili dodana zostaje ostra gitara z nieregularnymi, a jednocześnie świetnie wplecionymi dźwiękami, co nadaje kompozycji dość niespodziewanego zabarwienia. Całość jest miejscami stosunkowo gwałtowna i niespokojna, tworząc nastrój niepokojącego oczekiwania. Tekst został napisany, podobnie jak w przypadku poprzedniego utworu, po angielsku, a wykonanie Hosomiego jest bliskie perfekcji. Jeśli chodzi o wideo towarzyszące piosence, to na pierwszy rzut oka może się wydawać niepasujące i w pewien sposób nieadekwatne. Po barwach utrzymanych w tonacji mocno skontrastowanej szarości oraz dość niepokojących obrazach przedstawionych tam osób, które przypominają zombie, można się spodziewać ostrzejszej i brutalniejszej muzyki. Jednak ponowne obejrzenie nagrania przekonuje, że to zaskakujące połączenie piosenki i obrazu doskonale się dopełnia, tworząc razem zamierzoną, lekko psychodeliczną całość.

Odrobinę funkowy i przypominający dawniejsze utwory MIYAVIego Pleasure cofa czas do lat 2004-2007, kiedy muzyk tworzył kompozycje, będące połączeniem popu z rockowym brzmieniem gitary. Ten nietypowy charakter Pleasure zawdzięcza wdzięcznej i nieco zawadiackiej grze pianina. H ZETT M swoimi klawiszami dodał piosence radosnego zabarwienia i pozwolił na funkowo-popową zabawę z dźwiękami. Szybkie rytmy dostarczane przez gitarę MIYAVIego w połączeniu z jazzująco-funkowym pianinem tworzą niesamowitą mieszankę, przy której aż chce się uśmiechać i skakać. Wokal gitarzysty powraca brzmieniem do albumów poprzedzających What's My Name?, nadając utworowi nostalgicznego zabarwienia.

Kolejny kawałek jest zaskakujący, a jednocześnie zdecydowanie najlepszy ze wszystkich utworów zgromadzonych na krążku. HA NA BI to wręcz perfekcyjne połączenie dźwięków gitary elektrycznej, klasycznej, shamisenu z rytmiczną perkusją w tle. Trzon piosenki to rytm, wokół którego oplatają się dźwięki gitar, jednak to gra shamisenu Hiromitsu Agatsumy dodaje utworowi orientalnego zabarwienia. Można odnieść wrażenie, że przy takim natężeniu konkretnych dźwięków, będą one w pewien sposób walczyły o swoje miejsce w utworze. Tak się jednak nie dzieje. Każdy instrument ma swoje miejsce i tylko chwilami wychodzi na prowadzenie. Ich dźwięki są do siebie dopasowane i nie ma tu miejsca na niepotrzebne riffy czy akcenty. Kompozycja nie jest jednak wymuszona ani sztuczna, a raczej wykonana swobodnie, profesjonalnie oraz z pasją. Również i tutaj partie wokalne należą do MIYAVIego, który swym drapieżnym, zachrypniętym głosem wzbogaca całość o rockowy pazur. Zadziwiające, jak w jednej kompozycji udało się połączyć tradycyjne japońskie brzmienie z nutką hiszpańskiej stylistyki wyrażonej przez Jina Okiego oraz specyficzne riffy MIYAVIego, co tworzy niesamowicie spójną i ciekawą całość.

Krążek zamyka przypominający kołysankę Inori wo. Jest to delikatny, uspokajający kawałek, w którym za wokal odpowiadają MIYAVI oraz Miu Sakamoto, a towarzyszy im Seiji Kameda. Kompozycja jest prosta i nacisk położony jest właśnie na duet wokalny, splatający się ze sobą w iście bajkowy sposób. Cudowny głos Miu wyciąga co najlepsze z szepczących partii MIYAVIego, sprawiając, że nawet najzagorzalszy krytyk umiejętności wokalnych gitarzysty zamilknie zachwycony tym genialnym połączeniem dwóch tak różniących się brzmieniem głosów. Kompozycja jest bardzo emocjonalna i mocna, a jej hipnotyzujący charakter sprawia, że jeszcze długo zostanie w pamięci słuchacza.

Pozostałe teledyski do ostatnich utworów z krążka są lekko zedytowanymi nagraniami ze studia, przedstawiają momenty nagrywania utworów, a bonusowym kawałkiem jest akustyczna wersja STRONG (Acoustic Battle ver.).

Album jest przekrojem przez wiele stylów muzycznych: od orientalnego shamisenu przez rap do efektów syntezatora. MIYAVI jako jeden z nielicznych artystów potrafi tak współpracować i współtworzyć z innymi muzykami, że ich gra oraz brzmienie są wyraźnie widoczne i słyszalne w każdej kompozycji. Nie narzuca on swojego stylu, a wręcz przeciwnie: poprzez umożliwienie ingerencji w swoje utwory innym, uczy się komponować na coraz to nowe sposoby. Jak podkreślają artyści, którzy współpracowali już z gitarzystą, jest to wyjątkowe doświadczenie, kiedy muzyka tworzona jest razem, a nie pod dyktando głównego zainteresowanego. Biorąc pod uwagę klasę i profesjonalizm oraz niesamowitą pasję z jaką zostały skomponowane utwory, można oczekiwać czegoś wyjątkowego po solowych dokonaniach tego artysty!
REKLAMA

Powiązane wydawnictwa

Album CD + DVD 2012-11-14 2012-11-14
MIYAVI
Album CD 2012-11-14 2012-11-14
MIYAVI
REKLAMA