Recenzja

babamania - Zero Gravity Disco

10/11/2012 2012-11-10 01:05:00 JaME Autor: Kay Tłumacz: neejee

babamania - Zero Gravity Disco

babamania to miliard stylów: pop, rock, hip-hop, ska, techno, a nawet jazz!

Album CD

Zero Gravity Disco

babamania

Zero Gravity Disco to ostatnie jak na razie wydawnictwo babamanii. Ukazało się jesienią 2006 roku i niedługo po nim zespół zawiesił działalność. Na szczęście reaktywował ją w 2011 roku, ale obecnie skupia się przede wszystkim na koncertowaniu i jak na razie brak zapowiedzi nowej płyty.

Album rozpoczyna się wstępem Inmigracion: krótkim i atrakcyjnym, niefrasobliwym kawałkiem. Jest on w większości instrumentalny, w tle słychać głos mówiący po hiszpańsku, co wskazuje na międzynarodowy temat, który zdaje się ujawniać na całym albumie. Aero Audio, pierwszy prawdziwy utwór na płycie, natychmiast wytrząsa ze słuchacza resztki snu i daje mu dobrą syntezę stylu babamanii: radosne poprockowe piosenki zmieszane z rapem i odrobiną hip-hopu, a w tym przypadku muzycy dodali także niewielką ilość ska, tworząc radosny miks.

Następne są Bellbottom Sandwich i M.V.P., posiadające bardzo popowy nastrój. Utrzymane w średnim tempie i mniej energiczne niż poprzedni kawałek, dają wokalistce Mari i raperowi Genkiemu lepszą okazję do pokazania jakości swoich głosów. Teksty są w większości po angielsku, z perfekcyjną wymową, co najprawdopodobniej zawdzięczają czasowi, jaki członkowie zespołu spędzili w USA.

Podczas gdy Mari zajmowała się wokalami w pierwszych kilku kawałkach, a Genki tylko rapował od czasu do czasu, to na albumie znalazło się kilka "skupionych" na Genkim utworów i Indianapolis jest jednym z nich. Posiada on zupełnie inny nastrój niż poprzedzające go utwory i wydaje się nieco dziwaczny ze względu na rapowane wokale w postaci krótkich, szybko wymawianych sylab, co daje przyjemny, rytmiczny efekt. Tym razem, zamiast elektrycznego czy cyfrowego basu, zespół zdecydował się na bas akustyczny, co skutkuje bardzo atrakcyjną atmosferą. Podczas przejścia piosenka zmienia się zupełnie, jako że dochodzą rogi, dodając do niej brzmiące jazzowo fragmenty. Podobną kompozycją jest Cisco A Go-GO, w której Genkji rapuje i śpiewa większość linii wokalnych, a sekcja rogów dodaje do całości nieco przyprawy.

Album ten zawiera w sumie cztery przerywniki w postaci krótkich utworów. Wszystkie trwają około minuty, Discojack, Discogeek i Discoache zdają się być krótką serią zremiksowanych, w większości instrumentalnych melodyjek z elektronicznymi beatami i efektami. Z drugiej strony Radio Baba brzmi bardziej jak MC, w których mężczyzna z amerykańskim akcentem zapowiada zespół. Chociaż te krótkie kawałki przełamują zwyczajowy schemat następowania piosenki po piosence i członkowie grupy musieli dobrze się bawić, tworząc je, to nie wnoszą one nic ekstra do albumu.

Rockową stronę babamanii można znaleźć w utworze Born Subcultural, wypełnionej zniekształconym dźwiękiem gitar, stałym rytmem perkusji oraz wokalami Mari, tworzącymi nieco gniewne brzmienie. Po tych ciężkich melodiach słuchacz zostaje przeniesiony do piosenki Chiisana Uta, która jest prawdopodobnie najdelikatniejszą kompozycją na albumie, zapewniającą w jakiś sposób coś na kształt przerwy na oddech po tych wszystkich szybkich kawałkach. To zdecydowanie nie jest ballada, a raczej utrzymany w średnim tempie rockowy utwór bez niemal żadnych elektronicznych dodatków. Jej charakter wynika najprawdopodobniej z faktu, że nie jest ona zbyt skomplikowana, ale raczej bardzo spokojna, co czyni z niej wspaniałą kompozycję, niezwykle przyjemną do słuchania.

Posiadający kojarzący się z techno beat Graffiti Wall wydziela z siebie zupełnie inne wibracje. Rytm dudni ciężko i łomocze, a rapowanie Genkiego świetnie z nim współpracuje, sprawiając, że utwór ten idealnie nadaje się na clubbing. Niespodziewanie, grupie udaje się połączyć to z rockiem, przechodząc od pulsującego beatu techno do elektrycznych gitar z normalnym perkusyjnym rytmem.

Tequila Sunset ponownie skręca w stronę rocka, zawiera także nieco rytmów ska dodanych do rapowanych zwrotek. W typowy dla ska sposób, ale tym razem brzmiąc jeszcze bardziej z hiszpańska ze względu na tequilę, o której opowiada tekst, w piosence znalazło się także miejsce dla sekcji rogów, co dodaje jej przyjemnego akcentu.

Po utworze Japanese are my Friends, zawierającym niefrasobliwy rytm i rapowanie Genkiego, album kończy się kawałkiem Emigracion. To kolejny krótki instrumentalny utwór, ale zupełnie inny od interludiów, jako że jest spokojniejszy i zamiast szybkiego beatu wzmocnionego różnymi elektronicznymi dźwiękami, zdaje się stanowić niewielką kompozycję złożoną ze zremiksowanych gitarowych brzmień.

Szkoda, że po Zero Gravity Disco babamania nie wydała nic nowego, jako że ten album pokazuje bardzo dobrze, do czego ta grupa jest zdolna. Twórczość jej członków, będących mistrzami w łączeniu różnorakich stylów i tworzeniu naprawdę chwytliwych piosenek, powinna trafić do fanów wielu muzycznych gatunków i zdecydowanie warto zapoznać się z nią bliżej!
REKLAMA

Powiązani artyści

Powiązane wydawnictwa

Album CD 2006-09-27 2006-09-27
babamania
REKLAMA