Relacja

MIYAVI premium live "DAY 1" from Tokyo

25/07/2012 2012-07-25 00:01:00 JaME Autor: Martyna "Gin" Wyleciał

MIYAVI premium live "DAY 1" from Tokyo

Relacja z internetowej transmisji koncertu MIYAVIego z 21 lipca.


© MIYAVI - J-glam Inc.
MIYAVI, który zawsze lubił bezinteresownie sprawiać niespodzianki swoim fanom, tym razem zdecydował się transmitować na żywo jeden ze swoich koncertów, promujących najnowszy singiel, DAY 1. Sam koncert odbył się w tokijskim KINEMA CLUB i został całkowicie wyprzedany. Transmitowany był za pośrednictwem oficjalnego kanału YouTube muzyka i zgromadził przed ekranami komputerów dodatkowe dwa tysiące osób.

Koncert rozpoczął się, kiedy widzowie zdążyli już dobrze zapamiętać teledysk do DAY 1, który został wyświetlony prawie dziesięć razy. Jak zawsze na scenie pojawił się MIYAVI i jego wierny giermek, BOBO. Wokalista, w stylowej kamizelce obwieszonej agrafkami i okularach, zaczął występ od swojego hitu WHAT'S MY NAME?, następnie przywitawszy się z publicznością, zagrał UNIVERSE. Drapieżny śpiew oraz szybka, efektowna gra na gitarze wprawiały publiczność w stan czystej euforii.

Po tej piosence MIYAVI pozbył się kamizelki i porozmawiał przez moment z fanami. Dał znać, że ogląda ich teraz cały świat i że powinni pokazać, jak głośno potrafią krzyczeć. Zdecydowanie pokazali, kiedy tylko rozległy się pierwsze znajome dźwięki SURVIVE. BOBO uśmiechał się na widok tańczącej publiczności i jeszcze z większą werwą grał na perkusji. MIYAVI przedstawił go, a muzyk zagrał krótką pokazówkę. Niewielka pauza przed podjęciem refrenu wypełniona została krzykami tłumu i ujęciem na morze podniesionych dłoni. "This is...", krzyknął MIYAVI, a cała sala dopowiedziała słowa piosenki wraz z nim: "real WORLD!", po czym muzyk dokończył utwór.

"My name is MIYAVI desu", przedstawił się muzyk, mieszając języki. A następnie trochę poprzedrzeźniał się z BOBO, sprawdzając, czy muzyk nadąży odpowiadać za jego gitarą z odzewami na perkusji. Perkusista grał, kiedy MIYAVI wprowadzał publiczność w kolejną piosenkę. Przyuczył ją, by wołała: "NO NO NO!". Był to żywiołowy utwór, który porwał tłum. Nawet osoby oglądające transmisję z koncertu pisały na czacie "NO NO NO!", przyłączając się do zabawy.

Kolejny utwór, Chase, zaczęło rytmiczne klaskanie, dopasowujące się do rytmu perkusji. MIYAVI grał skoczną melodię, czasami wygłuszając struny lub grając krótkie solówki na najwyższych rejestrach. Jednakże największa reakcja była na kilka drobnych dźwięków zapowiadających świetną zabawę podczas OSSAN OSSAN ORE NANBO. Publiczność świetnie reagowała, krzycząc prawie tak głośno jak MIYAVI. Wszyscy skakali z gitarzystą włącznie i zdawało się, że BOBO zaraz rozniesie swój mały zestaw perkusyjny - tak mocno uderzał w talerze. Na koniec MIYAVI padł na ziemię, składając się jak scyzoryk, i grał, leżąc na plecach.

"Tokio, dobrze się bawicie?", spytał MIYAVI po chwili przerwy na zmianę gitary. Po tym nastąpiło dłuższe MC, w którym raz jeszcze muzyk zwrócił się do osób oglądających koncert przez YouTube, a następnie zagrał bardzo specyficzną melodię CHILLIN’ CHILLIN’ MONEY BLUE$, zapętlając ją na looperze. Gestykulując, MIYAVI śpiewał w sposób nieco rapujący, a publiczność wyklaskiwała mu rytm. Nagle wszystko ustało, a gitarzysta mógł się popisać skomplikowaną solówką. Słysząc, jak publiczność się bawi, chciało się być razem z nią na widowni.

Podczas A-HA MIYAVI pokierował publiczność, żeby wykrzyczała melodię. Kazał to zrobić nawet tym, który siedzieli właśnie przed laptopami. Od razu na czacie pojawiły się właśnie takie okrzyki: "YEAAAAAH". Może i nie ma tu skomplikowanego tekstu, ale za to jaka zabawa! Kiedy nadszedł punkt kulminacyjny utworu, scenę zalało czerwone światło, a publiczność wysoko podskakiwała do rytmu. Nawet BOBO krzyczał tę kwestię i wyszło mu to bardzo melodyjnie i ładnie, a cała sala ucichła, żeby go posłuchać.

Po tej długiej piosence MIYAVI znów troszkę porozmawiał, tym razem żartując sobie z BOBO i nawiązując do jego śpiewu. Po tym zaczęło się SHELTER. Jego emocjonalne przesłanie niosło się w świat, a na koniec utwór spotkał się z gromkim aplauzem. MIYAVI porozrzucał butelki, a kiedy zawołał do publiczności, rozległ się ogłuszający krzyk w odpowiedzi. Gdy spytał: "A co z ludźmi przed laptopami", zapadła cisza. MIYAVI wzdrygnął się i stwierdził, że USTREAM jest troszkę straszny. Następnie muzyk mówi o swoich licznych współpracach z innymi artystami, a także o reklamie, w której wystąpił.

Następnie ustawił się ze swoją akustyczną gitarą, tak jakby miał zaraz wystrzelić niczym el mariachi z jej gryfu, ale jedyne, czym zaatakował, to strumień muzyki - która ma przecież większą siłę niż jakakolwiek broń. Zanim MIYAVI zagrał MOON, powiedział coś bardzo ważnego: "Wszyscy żyjemy pod tym samym niebem, patrząc na ten sam księżyc" i takie też przesłanie niosła zagrana przez niego piosenka. To był bardzo emocjonalny utwór, a muzyk wczuwał się, śpiewając ją. Na czacie pojawiały się komentarze, że to najlepsza wersja MOON, kiedykolwiek zagrana. Rzeczywiście, z emocjonalnymi solówkami i przepełnionym uczuciem śpiewem był to piękny utwór, ale nie dorównywał następnemu - GRAVITY. Poprzedziła go emocjonalna przemowa, w której MIYAVI wspominał wydarzenia z ostatnich lat, w tym trzęsienie ziemi oraz trasę po Europie, która miała miejsce zaraz po tym. Niebieskie światło, nadające nastrój, cisza, która zapadła, i delikatne dźwięki gitary, po których przyszły dramatyczne wrzaski schrypniętym głosem MIYAVIego: "Let me out!". Końcówka sprawiała wręcz, że zapierało dech w piersiach, jednak ostanie, ciche akordy pozostawiły po sobie ściskające za serce, smutne uczucie. Kiedy utwór się skończył, nie było standardowych wrzasków, tylko szczere oklaski uznania.

Dla rozluźnienia atmosfery MIYAVI trochę pożartował z publicznością, a następnie powiedział: "Musimy byś silni dla miłości. Musimy być silni, by zbudować jasną przyszłość. Be STRONG!". Publiczność powtarzała po nim: "Be strong, oh yeah!". Piosenka znów przywróciła szaloną zabawę, a w końcu nadszedł czas na najnowszy DAY 1. Piosenka zaczęła się monotonnym wymienianiem angielskich słów, wyrażających negatywne uczucia, jak stagnacja, pesymizm, ludzkie słabości, a potem nastąpiło uderzenie energii, które wywołało mnóstwo skakania i postulat "powrotu do podstaw". Elektroniczne wstawki, bardzo wyraźne w wersji studyjnej utworu, tu zostały znacznie ograniczone, po prostu była to nadal świetna współpraca między MIYAVIm a BOBO, by stworzyć wspaniały rockowy kawałek. Gitarzysta nie tracił czasu i zaraz po DAY 1 przeszedł do FUTURISTIC LOVE. Zapętlił kilka akordów, kazał publiczności wznieść ręce, a następnie dał czadu w charakterystycznym dla siebie stylu. Błyskające światła i szybkie rytmy tylko zachęcały do zabawy. "Jesteście gotowi?!", zawołał MIYAVI. Zapętlone dźwięki w innym przypadku mogłyby być drażniące, ale teraz oznaczały tylko dobrą zabawę. MIYAVI, nachylając się wprost do kamery, tuż przed nią wymachiwał podniesionym do góry palcem, jakby dla lepszego zaakcentowania, mówiąc dobitnie: "Nation, generation, be one (nacje, pokolenia - bądźcie jednym)". W końcu zdjął gitarę i podziękował BOBO, który się ukłonił. Następnie poprzekręcał wszystkie zapętlone fragmenty, tworząc swoistą kakofonię i przy niej zszedł ze sceny, szarmancko się kłaniając. Na ekranie komputera pojawiło się podziękowanie i koncert się zakończył. Czat zasypały podziękowania i prośby o bis, który jednak nie nastąpił – przynajmniej nie dla osób oglądających go za pośrednictwem Internetu.

Koncert zgromadził niemal dwa tysiące ludzi przed komputerami i dostarczył niemałej rozrywki. To był wspaniały prezent od MIYAVIego dla jego fanów i bezinteresowny wyraz uczucia dla nich. Możliwość obejrzenia tego koncertu stanowiła świetny sposób na spędzenie sobotniego przedpołudnia. Oby było więcej takich okazji!


Setlista:

01. WHAT'S MY NAME?
02. UNIVERSE
03. SURVIVE
04. HELL NO!
05. CHASE
06. OSSAN OSSAN ORE NANBO
07. CHILLIN' CHILLIN' MONEY BLUE$
08. A-HA
09. SHELTER
10. MOON
11. GRAVITY
12. STRONG
13. DAY 1
14. FUTURISTIC LOVE
REKLAMA

Powiązani artyści

Powiązane wydawnictwa

Singiel CD 2012-07-11 2012-07-11
MIYAVI
REKLAMA