12 kwietnia HITT dał pierwszy koncert w Polsce, którym podbił serca swoich fanów.
Było ciepłe wiosenne popołudnie, gdy pod drzwiami Progresji powoli zbierali się fani HITTa, nie mogący się doczekać jego pierwszego koncertu w Polsce. Tłumek nie był zbyt wielki - liczył około stu osób - ale nie miało to wpływu na widoczne dookoła uśmiechnięte twarze. Cierpliwość zebranych została jednak wystawiona na próbę ze względu na pewne opóźnienia w harmonogramie, toteż gdy w końcu otwarto drzwi klubu, fani natychmiast udali się do środka, by tam z entuzjazmem oczekiwać na rozpoczęcie koncertu.
Około 20:00 na scenie pojawił się jako suport polski duet BatstaB. Zagrał kilka pełnych energii kawałków, rozgrzewając publiczność przed występem głównej gwiazdy. Gdy zespół zszedł ze sceny, zebrany koło barierek tłum zaczął wykrzykiwać imię HITTa. Po chwili z głośników popłynęła nastrojowa melodia i fani zaczęli machać rękami do wtóru. Scenę spowiła mgła i czerwone światło, muzyka przyspieszyła, a przed oczami zgromadzonych pojawił się ubrany w biały strój HITT, przywitany burzą oklasków.
Muzyk rozpoczął występ żywym utworem, który niemal od razu skłonił rozentuzjazmowaną publiczność do podskakiwania. Wydawało się, że ani przez chwilę nie stał spokojnie, ruszając rękami w skomplikowanym układzie oraz przemieszczając się z jednej strony sceny na drugą. Tego wieczoru dominowały zresztą podobnie pełne energii piosenki. Fani mogli bawić się zatem przy Sexy Galaxy, której refren natychmiast podchwycili, pogodnym Desolé, nieco zadziornym Kakkotsuke Man czy zabawnym i zapadającym w pamięć LaLiLaLuLaLoLa o motywach niemal jak z flamenco.
Oprócz szybkich kawałków, HITT miał w zanadrzu także liryczne i nastrojowe ballady, których klimat potęgowały jeszcze dobrze dobrane, ciepłe światła. Podczas takich utworów, jak romantyczne RENDEZ-VOUS, początkowo spokojne, a później ruszające z kopyta, czy sentymentalne face publiczność w większości stała zasłuchana. Niektórzy wyciągnęli nawet zapalniczki, poruszając nimi w górze w takt wypełniających klub melodii. Niestety, muzyka najwyraźniej nie docierała do wszystkich, jako że można było dostrzec kilka osób zatopionych w rozmowie, a nawet odwróconych tyłem do sceny.
Nie zabrakło również MC. Po kilku pierwszych piosenkach, gdy publiczność była wystarczająco rozgrzana, muzyk zdecydował, że nadszedł czas na przedstawienie się. Powiedział także kilka zdań po polsku, m.in. "Miło was poznać" i "Jak się macie", co wywołało zrozumiały entuzjazm na sali. Powrócił do tego w późniejszej części występu, przepraszając najpierw za zły akcent, a następnie mówiąc m.in. po polsku: "Jestem HITT" oraz "Jesteśmy HITTers". Swoją wypowiedź zakończył wygłoszonym po polsku zdaniem: "Czy zostaniesz moją dziewczyną?", a pełen aprobaty krzyk zachwyconej publiczności podsumował słowami: "Jestem szczęśliwy".
Później także znalazł się moment na kolejną dłuższą przemowę. HITT, tym razem po japońsku, opowiadał, że od dawna dostawał wiadomości od polskich fanów, proszących go o przyjazd tutaj, i bardzo się cieszy, że mu się to w końcu udało. "Wasze marzenie stało się rzeczywistością. Nie zapomnijcie o mnie nigdy" - zakończył.
Podczas występu HITTa niemal można było zapomnieć, że jest on sam na scenie, gdyż w pełni potrafił skoncentrować na sobie uwagę publiczności. Wszędzie go było pełno - przechodził z jednej strony sceny na drugą, tańczył, grał na pianinie, wspomagając jego brzmienie różnymi efektami, lub śpiewał, wykonując rękami skomplikowane układy, a jego dźwięczny głos wypełniał pomieszczenie. Nieustannie też zachęcał wszystkich do zabawy, wyciągając do fanów ręce, pochylał się nad nimi - wydawało się, że każdemu z obecnych chce poświęcić choć trochę uwagi. Wciągał również publiczność w aktywne uczestnictwo w koncercie, śpiewając z nią np. na dwa głosy i coraz szybciej Shiawasenara heart ni MEGAHITT czy intonując We will rock you QUEENu z nieco zmienionym tekstem.
Specjalną niespodziankę muzyk zachował jednak na encore. Gdy powrócił na scenę, wywołany krzykami publiczności, zrobił sobie na jej tle zdjęcie, które natychmiast wrzucił na Facebooka z podziękowaniami dla polskich fanów. Potem zagrał jeszcze kilka utworów, m.in. bardzo pozytywne Takusan aishi aou, podczas którego publiczność pokazywała w jego stronę znak serca, a potem skandowała "Arigatou" w rytm wygrywanych przez HITTa akordów. Przed zagraniem ostatniego kawałka artysta wykaligrafował na papierze po polsku "KOCHAM WAS". Rzucił go potem przed siebie, uszczęśliwiając jakiegoś fartownego fana. Gdy muzyka już na dobre ucichła, pożegnał się z publicznością, przybijając wszystkim piątki i przesyłając całusy. Po chwili jednak okazało się, że to jeszcze nie koniec wieczoru. Fani zostali zaproszeni do stoiska z gadżetami, gdzie mogli również otrzymać autograf i zrobić sobie zdjęcie ze swoim idolem.
Podczas tego koncertu robiło wrażenie to, że HITT samodzielnie, bez wsparcia muzyków towarzyszących, potrafił równocześnie grać, śpiewać, zachęcać do zabawy publiczność i dbać o inne atrakcje, takie jak układy taneczne. Jego piosenki dobrze sprawdzały się na koncercie - szybkie kawałki natychmiast porwały zebranych, czasem wręcz zmuszając do skakania czy śpiewania do wtóru, podczas gdy inne spokojnymi dźwiękami oferowały chwilę zadumy. Jednocześnie poczucie humoru i bezpośredniość artysty chętnie wyciągającego do publiczności ręce, na pewno zjednała mu serca tych, którzy zjawili się na jego koncercie z ciekawości, nie znając wcześniej jego muzyki.